Ścieki leków
Leki, które miały ratować, zatruwają nam środowisko. „Suplementy to szara strefa”
Polacy uchodzą za społeczeństwo lekomanów – lubimy się leczyć, czy to na podstawie wyrywkowych informacji z reklam, czy porad z internetu. Prawie 34 proc. dorosłych, zwłaszcza po 65. roku życia, przyjmuje równocześnie co najmniej pięć różnych leków. Zjawisko to określa się mianem polipragmazji, czyli wielolekowości i nie prowadzi wcale do poprawy zdrowia. Przeciwnie: nadmiar preparatów zwiększa ryzyko interakcji, powikłań w leczeniu. Seniorzy często gromadzą leki nie dlatego, że cierpią na liczne schorzenia, lecz „na wszelki wypadek” – korzystając z hojności państwa, które umożliwia im darmowe zaopatrywanie się w aptekach. To z kolei rodzi pokusę, by robić zapasy. A lekarze wystawiający recepty nie zawsze mają narzędzia (ani chęci), by sprawdzić, jakie inne medykamenty otrzymuje pacjent, zwłaszcza gdy ten krąży między różnymi gabinetami.
Teoretycznie lekarze POZ (podstawowej opieki zdrowotnej) mają dostęp do pełnej historii e-recept, zarówno swoich, jak i tych wystawionych przez innych lekarzy. Ale już specjaliści, którzy często leczą pacjentów przewlekle, widzą jedynie recepty wystawione przez siebie, chyba że chory wyrazi zgodę na udostępnienie szerszej dokumentacji w swoim Internetowym Koncie Pacjenta (IKP). W gabinetach prywatnych ten problem jest jeszcze bardziej widoczny – medycy nie mają dostępu do historii przepisywanych leków, nie wiedzą też, czy pacjent zrealizował wcześniejsze recepty.
Chyba w każdym domu, w szufladach, apteczkach, szafkach zalegają dziesiątki opakowań niewykorzystanych leków, bo „były na receptę, więc szkoda wyrzucić”. Ktoś zużył całe opakowanie ketonalu, dzieciom wciąż coś się zmieniało w antybiotykach. Szczególną sytuację mają pacjenci onkologiczni uczestniczący w tzw. programach lekowych.