Archiwum Polityki

Na tępym ostrzu

Trudno zrozumieć, dlaczego pierwszą prezydencką inicjatywą skierowaną do nowego Sejmu stała się nowelizacja ustawy lustracyjnej. Chyba że weźmie się pod uwagę argumenty opozycji, która uważa, że w ten sposób prezydent, zapewne pod presją SLD, chce złagodzić i tak już tępe ostrze obecnie obowiązującej ustawy i praktycznie wyłączyć spod jej działania pracowników dawnego wywiadu, kontrwywiadu oraz służb ochraniających granice. Rzeczywiście bez tych kategorii lustrowanych ustawa uderza głównie w opozycję prześladowaną, inwigilowaną i werbowaną przez Służbę Bezpieczeństwa.

Zdziwienie budzi jednak przede wszystkim tempo, w jakim projekt wniesiono, nie zaś jego zawartość. W znacznej części jest on bowiem zgodny z wcześniejszymi postulatami, wynikającymi tak z niedobrych lustracyjnych doświadczeń jak i z postulatów zgłaszanych przez SLD w czasie wielu lat pracy nad ustawą. Propozycje zawarte w projekcie można więc podzielić na dwie części. Do pierwszej, nie budzącej większych kontrowersji (poza fanatycznymi zwolennikami lustracji), należą postulaty zmian, które eliminują błędy i dowolność w postępowaniu lustracyjnym. Po doświadczeniach lustracyjnych Aleksandra Kwaśniewskiego w trakcie kampanii wyborczej trudno nie uznać za uzasadniony przepis, który ustalałby kolejność osób lustrowanych w zależności od ich pozycji w państwie. Takiej kolejności poprzednio nie ustalono, a więc rzecznik interesu publicznego właściwie był panem całego procesu, mógł kierować sprawy lub badać materiały wedle swego uznania.

Trudno odmówić słuszności propozycji, aby procesy kończyły się jednoznacznym uznaniem: skłamał – nie skłamał, by usunąć niejasną kategorię umorzenia. W potocznym rozumieniu, a takie w procesach lustracyjnych jest bardzo ważne, umorzenie pociąga za sobą infamię, bo tak naprawdę oznacza: współpracował, ale nie było dość dowodów, by orzec kłamstwo lustracyjne. Z procesu lustracyjnego powinna też zniknąć (to kolejna proponowana zmiana) instytucja tzw. donosu parlamentarnego, którego w poprzedniej kadencji nadużywano na przykład wobec premiera Jerzego Buzka. Jest też istotny problem związany z wykonaniem kary. Otóż dotychczas wszystkie konsekwencje związane z orzeczeniem drugiej instancji, stwierdzającym, że dana osoba dopuściła się kłamstwa lustracyjnego, spadały na nią po ogłoszeniu tego wyroku (utrata stanowiska, zakaz piastowania stanowisk), potem przychodziła kasacja na rzecz lustrowanego, która nie miała już właściwie żadnego znaczenia, kara została bowiem wykonana.

Polityka 46.2001 (2324) z dnia 17.11.2001; Wydarzenia; s. 18
Reklama