Lustracja majątkowa zastąpi zwietrzałą już nieco lustrację za pomocą teczek bezpieki. Ustawa o jawności życia publicznego to sposób PiS na utrzymanie władzy: zwiększa kontrolę nad obywatelami i niszczy zaufanie społeczne.
Dezubekizacja według PiS to golenie do gołej skóry. Ma boleć. Mniejsza, kogo i dlaczego.
Rozwiązanie tej żenującej etycznie historii jest banalne. Andrzej Przyłębski, mąż prezes tzw. Trybunału Konstytucyjnego, jest PiS potrzebny i przez PiS chroniony.
Serce Instytutu Pamięci Narodowej najmocniej bije w sekcji udostępniania dokumentów. Przychodzą tam historycy, ale przede wszystkim lustratorzy polityczni, biznesowi, towarzyscy.
Otwieram lodówkę, a tam Dorota Kania. Otwieram zmywarkę – wyskakuje Jerzy Targalski. Chcę wyjąć pranie – z bębna wypełza Maciej Marosz. Aż strach spuścić wodę, bo nie wiadomo, czy z rezerwuaru nie chluśnie to śmierdzące „coś”, co z nich pod hasłem „Resortowych dzieci” od miesiąca chlusta z siłą wodospadu.
Media zrobiły dobrą robotę pokazując hochsztaplerstwo profesora – tu przepraszam profesurę – Rońdy. I zaraz potem wykładają sią na dużo bardziej w sumie żałosnych ciosach w takiego samego sortu profesora Cieszewskiego.
Prawie sześć lat w sądach, cztery procesy i jeden mandat poselski, takie z grubsza koszty poniósł Jan Kuriata, były poseł PO, oskarżony przez IPN o współpracę z bezpieką. Uniewinniony, zakłada stowarzyszenie poszkodowanych przez Instytut, by walczyć o zmianę ustawy lustracyjnej.
Po chwilowym uspokojeniu Instytut Pamięci Narodowej próbuje wrócić, jak się zdaje, do swojej ulubionej swego czasu roli: języczka u wagi w rozgrywkach politycznych.
Mija 20. rocznica lustracji, czyli pierwszej próby rozliczeń z przeszłością podjętej przez nowe polskie państwo. Próby zdecydowanie nieudanej i poczętej pod złą gwiazdą.
Zostali posądzeni o tajną współpracę z SB. Zarzuty postawił znacznie młodszy dawny kolega redakcyjny. Jak sobie z tym radzą, oni i ich krewni?