Archiwum Polityki

Guzik z pętlą

Przez ostatnie dwanaście lat zadłużenie Polski powiększyło się trzykrotnie i do końca roku sięgnie 320 mld zł. Jest to suma przewyższająca dwuletnie wpływy do budżetu. Teraz garb długów będzie rósł jeszcze szybciej – w 2004 r. osiągnie sumę aż 440 mld. Mimo to nie brak polityków nawołujących do dalszego wzrostu wydatków państwa i zapewniających, że nas na to stać.

Przywódca Samoobrony powołuje się na ekspertów, którzy podpowiedzieli mu, że dług publiczny Polski stanowi „tylko” 44 proc. produktu krajowego brutto, podczas gdy we Francji sięga 70 proc. PKB. Tak naprawdę wynosi on tam 57 proc., ale w Belgii czy we Włoszech jest nawet sporo wyższy. Jednak relacje, które tam nie są jeszcze groźne – a i tak rządy robią wszystko, żeby je poprawić – u nas rosną lawinowo. Grozi to katastrofą finansów publicznych, a w konsekwencji całej gospodarki. Dlatego konstytucja kładzie stanowczą tamę nieodpowiedzialnemu zadłużaniu kraju, zabraniając powiększać dług powyżej granicy 60 proc. PKB. Zbliżymy się do niej znacznie nawet wtedy, gdy nowemu rządowi uda się wdrożyć reformę finansów, czyli – zgodnie z zapowiedziami prof. Marka Belki – ograniczyć deficyt w 2002 r. do 40 mld zł, w następnych zaś dwóch latach zejść do 33 i 30 mld. Aby ten stan osiągnąć, wydatki trzeba redukować, a nie powiększać. Koszty obsługi tego długu rosną bowiem o wiele szybciej niż PKB.

Rynek się kurczy

Wypada więc zdać sobie sprawę z tego, jak bezwartościowe są cudowne recepty tak chętnie wypisywane przez polityków nie tylko z nowego nadania.

Dlaczego kraje bardziej zadłużone niż Polska – jak Włochy czy Belgia – nie mają kłopotu ze znalezieniem chętnych, którzy nadal gotowi są pożyczać rządom pieniądze? Otóż dlatego, że rynki kapitałowe tych państw są rozwinięte i bogate, a budżet nie jest graczem najważniejszym. Udział papierów rządowych w całym rynku kapitałowym nie jest znaczny. Państwo, wysysając pieniądze z rynku, nie pozbawia jednocześnie przedsiębiorstw niezbędnego dopływu środków.

Zupełnie inaczej jest w Polsce, gdzie rynek kapitałowy jest słabo rozwinięty i w dodatku się kurczy. Coraz mniej firm chce sprzedawać swoje akcje na giełdzie papierów wartościowych, natomiast coraz więcej nawet wycofuje je z publicznego obrotu.

Polityka 46.2001 (2324) z dnia 17.11.2001; Gospodarka; s. 73
Reklama