Archiwum Polityki

Niebezpieczna pora

„Listopad dla Polaków niebezpieczna pora” – wyznaję, iż cytat ten, jak zresztą setki innych cytatów, maksym czy porzekadeł, nigdy nie wydawał mi się nadmiernie sensowny. Dlaczego niby listopad miałby być „niebezpieczną porą” i dlaczego akurat dla Polaków? Chyba dlatego, że w listopadzie gorzej widać, a ostre widzenie rzeczywistości nigdy nie było naszą mocną stroną. Cała „wyspiańska” tradycja nigdy do mnie osobiście nie przemawiała, z najwyższą uciechą usłyszałem ostatnio z najbardziej miarodajnych źródeł pochodzącą opinię, którą przeczuwałem od dawna, a której głośno wypowiedzieć nie miałem odwagi ani charakteru: że mianowicie wybitny malarz Stanisław Wyspiański, owszem, nader fortunnym był autorem „Wesela” i, owszem, nader niefortunnym autorem większości swych pozostałych dramatów.

Najważniejszą książkę w przedmiocie „zgubnej czy niebezpiecznej pory” napisał swego czasu Andrzej Kijowski; nosiła tytuł „Listopadowy wieczór” – była pewnie lekturą pokoleniową. W tym zresztą znaczeniu Wyspiański miał szczęście niebywałe, sam dla normalnego człowieka absolutnie nie do czytania, miał prawdziwie niezwykłych lektorów i egzegetów: Swinarskiego, Kijowskiego i Wajdę. Uczynili oni dla tego autora wszystko, co było można, co nie znaczy, że uczynili dzieło jego wiecznotrwałym.

Odwlekanie tematu refleksji listopadowej źle się jednak dla mnie kończy, po pierwsze w ciągu ostatnich dni zaszły w mojej prywatności wydarzenia, które moją skłonność do listopada wyraźnie nadwątliły, po drugie w życiu publicznym nastąpiły wydarzenia, którymi człowiek powinien się zająć, a nie daje rady i niemożność ta jest źródłem gorzkich i permanentnych przeświadczeń o własnej marności, po trzecie wreszcie tak się w końcu niefortunnie złożyło, że uwagi te zapisuję ściśle 11 listopada i chcąc nie chcąc wchodzę w dość z natury mi obce rocznicowe tonacje.

Polityka 46.2001 (2324) z dnia 17.11.2001; Pilch; s. 101
Reklama