Archiwum Polityki

Iris

[dobre]

Amerykańska Akademia Filmowa miała kaprys; tak jak nie dostał Oscara Russell Crowe grający genialnego uczonego schizofrenika w „Pięknym umyśle”, tak samo pominięta została Judi Dench nominowana za główną rolę cierpiącej na Alzheimera pisarki w „Iris”. W obu przypadkach wyróżnieni zostali natomiast aktorzy odtwarzający życiowych partnerów głównych bohaterów. Jim Broadbent, grający w „Iris” męża pisarki, zasłużył z pewnością na nagrodę, ale to właśnie dzięki Judi Dench ten nieco melodramatyczny obraz ogląda się z przejęciem. Siedząc w ciemnej sali kinowej czułem się chwilami wręcz zażenowany – jakbym bezwstydnie podglądał chorego człowieka, nieczuły na jego cierpienia. Scenariusz opowiada autentyczną historię zmarłej trzy lata temu angielskiej pisarki Iris Murdoch, popularnej również w Polsce. Zanim zaczęła pisać, zajmowała się filozofią, wykładała w Oxfordzie. Była kobietą niezależną, bezpruderyjną (jak się przypomina z okazji premiery filmu, kochała mężczyzn, ale i kobiety). Wszystko wskazuje na to, że znalazła szczęście w małżeństwie z Johnem Bayleyem, pisarzem i historykiem literatury, który napisał wspomnienia o ich ostatnich latach życia. Na ich podstawie powstał scenariusz filmu. „Iris” nie jest jednak prostym zapisem choroby; to opowieść o spełnionym życiu dwojga ludzi. W retrospekcjach pojawiają się bohaterowie szczęśliwi i tak młodzi, że trzeba było zatrudnić innych aktorów. W roli młodej Iris przekonująco wypadła Kate Winslet, która wreszcie zeszła z tonącego „Titanica”. (zp)

[bardzo dobre]
[dobre]
[średnie]
[złe]
Polityka 21.2002 (2351) z dnia 25.05.2002; Kultura; s. 50
Reklama