Mężczyźni przyznający się do problemów z gruczołem krokowym mają z reguły powyżej 50 lat. Do tej pory się nim nie interesowali, choć sporo mu zawdzięczają – przede wszystkim posiadanie dzieci i udane życie seksualne. Wydzielina gruczołu krokowego przez lata pomagała im utrzymać żywotność plemników, a sąsiedztwo włókien nerwowych korzystnie wpływało na aktywność płciową. Ale niewidoczny narząd, ukryty pod pęcherzem moczowym, nie wzbudzał tylu emocji co penis lub jądra, bez których w młodości nie wyobrażali sobie życia. Nie przypuszczali wtedy, jak trudne do wyobrażenia może być życie z chorą prostatą.
Teraz unikają dalekich podróży, chodzenia do kina i teatru, starają się niczego nie pić przed snem, a każdy dzień planują mając na uwadze dostęp do toalety. – Zaburzenia w oddawaniu moczu są główną dolegliwością mężczyzn z powiększonym sterczem – mówi prof. Andrzej Borówka, prezes Polskiego Towarzystwa Urologicznego i krajowy konsultant w dziedzinie urologii. Woli nazywać gruczoł krokowy sterczem niż prostatą, bo choć ta druga nazwa bardziej upowszechniła się w Polsce, jest terminem łacińskim. – Zapalenia płuc nikt nie nazywa pneumonią – zwraca uwagę profesor.
Z ostatniego sondażu przeprowadzonego wiosną przez OBOP na zlecenie firmy Pfizer Polska wynika, że 90 proc. mężczyzn po czterdziestce deklaruje wiedzę na temat łagodnego rozrostu stercza, ale zaledwie 3 proc. badanych udzieliło poprawnych odpowiedzi na wszystkie pytania o przyczyny, objawy i metody leczenia tej choroby. Ponad 60 proc. ankietowanych potrafiło wskazać przynajmniej jeden czynnik powodujący rozrost gruczołu krokowego, a 80 proc. znało co najmniej jeden objaw choroby. Wedle prof. Borówki wyniki sondażu są sukcesem, bo jeszcze kilkanaście lat temu większość mężczyzn w ogóle nie wiedziała, gdzie taki narząd znajduje się w ich organizmie.