Zdejmuję ze ścian fotografie, plakaty, mapy, całą przypadkową grafikę, za pomocą której przez ostatnie lata natarcie gołych ścian powstrzymywałem. Zdejmuję, a tam dopiero na obnażonym tynku dzieła sztuki uczynione przez naturę! Przez naturę zresztą jak przez naturę, trzeba raczej dokładniej powiedzieć: przez naturę dygoczącego miasta, przez naturę rozpadu, przez naturę idącej w rozsypkę gomułkowskiej architektury. W każdym razie jakież pejzaże! Jakie profile! Rembrandtowskie cienie!
Polityka
21.2002
(2351) z dnia 25.05.2002;
Pilch;
s. 101