Archiwum Polityki

Ojciec u Salomona

Od dziewięciu lat rolnik Jan Bednarek walczy o dziecko. Wariat – o nim mówią, degenerat. Ale Celinka jest jego biologiczną córką, zaś sposób, w jaki dziecko oddano do adopcji, budzi wątpliwości.

Oficjalnie ksiądz proboszcz z Łabowej nie udziela nikomu żadnej wypowiedzi. Potwierdza jednak, że dochodzą do niego długie, nieładne listy. Dochodzą także do biskupa tarnowskiego Wiktora Skworca, od którego Jan Bednarek z Kobyłczyny, blisko Limanowej, domaga się sprawiedliwości. Konkretnie postawienia proboszcza z Łabowej przed sądem kościelnym. „Żalę się na oziębłość i antykatolickie działanie w sprawie zakupionej Celinki” – stoi w liście do biskupa. Proboszcz na potrzeby prasy może jedynie przytoczyć komentarz z Biblii. O dwóch kobietach, które sprzedawały swoje ciała i które poprosiły o radę króla Salomona. Ksiądz, podobnie jak Salomon, chce zachować dystans do całej sprawy.

Krew z krwi mojej

„Potem dwie nierządnice przyszły do króla i stanęły przed nim. Jedna z kobiet powiedziała: Litości, panie mój! Ja i ta kobieta mieszkamy w jednym domu. Ja porodziłam, kiedy ona była w domu. A trzeciego dnia po moim porodzie ta kobieta również porodziła. (...) Syn tej kobiety zmarł, bo położyła się na nim”.

Jan Bednarek uchodził kiedyś za człowieka spokojnego. Ożenił się dość późno. On – rolnik, jak i ona – nauczycielka, byli już po trzydziestce. To nie było dobre małżeństwo. Ze względnym spokojem jednak przyjął Bednarek do wiadomości, że pierworodna Monika nie jest biologicznie jego córką. Tym bardziej cieszył się, gdy w 1992 r. żona Stanisława urodziła kolejną dziewczynkę. Tym razem nie miał wątpliwości, że to jego dziecko. Celinka to krew z krwi, powtarzał i zastanawiał się, jak zapewnić córce dobre życie.

Zadłużył się w banku, przestał płacić rachunki. Latem 1993 r. wybrał się więc na saksy do Austrii.

Polityka 39.2002 (2369) z dnia 28.09.2002; Społeczeństwo; s. 84
Reklama