Taka historyjka: mieścina, do której zjechał na chałturę znany artysta. Pech chciał: rozdarł marynarkę. Organizator występu skierował go do krawca. Krawiec nieco zatabaczony, ale o cwanych ślepkach obejrzał marynarkę, potem spodnie i zadumał się.
– Co jest? – denerwował się artysta. – Da się to chyba zeszyć, zacerować, pan zresztą wie lepiej.
– Wiem.
– To o co chodzi?
– Zastanawiam się, kto szył ten garnitur.
– Nie zauważył pan metki?
Polityka
39.2002
(2369) z dnia 28.09.2002;
Groński;
s. 96