Jednym ze wspólnych elementów dzisiejszej Europy jest jej słabość gospodarcza, z którym to tematem wielu polityków nie ma odwagi się zmierzyć. Europejczycy z kolei, kiedy o niej myślą, czują, że zbyt wiele decyzji podejmowanych jest przez biurokratów w Brukseli, a za mało na szczeblu lokalnym, tam gdzie tkwią problemy. Ale główna przyczyna tłumacząca, dlaczego w ciągu ostatnich 10 lat amerykańska gospodarka rozwijała się o 60 proc. szybciej niż zachodnioeuropejska, a wskaźnik bezrobocia był tam dwukrotnie niższy, to zbyt sztywny rynek pracy, zbyt obfita opieka społeczna, zbyt wysokie koszty i ogólny strach rządów, żeby szybciej i odważniej liberalizować. Jak na ironię, oba kraje, które ostatnio przykuły uwagę opinii publicznej, mają się całkiem nieźle, ale nie na tyle, żeby zapewnić wzrost dochodów i dać obywatelom poczucie bezpieczeństwa. Francja miała dobre pięć lat, ale bezrobocie nadal pozostaje wysokie. Holandia zanotowała jeden z najlepszych rezultatów gospodarczych w Europie i nawet niższe bezrobocie niż USA (na skutek stosowania wielu niepełnych etatów), ale nieporównanie bardziej od amerykańskiego rozbudowany system dobrobytu i opieki zdrowotnej.