To efekt naszej desperacji – mówi Jan Szostak (z SLD), prezydent 80-tysięcznego Ostrowca Świętokrzyskiego, od niedawna przewodniczący rady nadzorczej Huty Ostrowiec. Tutaj wszystko, od prawie dwóch wieków, kręciło się wokół hutnictwa: – Bez huty stalibyśmy się miastem emerytów i rencistów. Zamierającym i wymierającym. Z perspektywy Katowic takich spraw się nie czuje.
Jeszcze na początku lat 90. w Hucie Ostrowiec pracowało ponad 17 tys. ludzi – dzisiaj zostało nieco ponad 2 tys. W mieście i powiecie bezrobocie dochodzi do 27 proc. i jest największe na Kielecczyźnie. W czasach PRL huta miała produkcję wojskową (pancerze), budowlaną (pręty zbrojeniowe) i stoczniową (wały napędowe do silników okrętowych). W III RP pierwsza z nich natychmiast się załamała, ale dwie pozostałe dawały nadzieję na przetrwanie. Jeszcze kilka lat temu udział w rynku prętów zbrojeniowych dla budownictwa dochodził do 70 proc.: – Zapowiedziano budowę autostrad, a to oznaczało, że zapotrzebowanie na naszą stal będzie wzrastać – przypomina Władysław Glegoła, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Huty Ostrowiec.
Miała być silna grupa
Był to też czas potężnych zatorów płatniczych, kompensat i postępowań układowych. Stalexport dostarczał hucie m.in. złom do wytopu stali. W 1994 r. katowicka centrala handlowa dostała, w wyniku zamiany długów na akcje, pierwszy pakiet, a w następnych latach objęła 68 proc. akcji huty. W podobny sposób stała się większościowym akcjonariuszem Huty Szczecin i Walcowni Elstal-Łabędy w Gliwicach.
Zaangażowanie się firmy handlowej w działalność produkcyjną było strategicznym błędem Stalexportu: – Widzimy to jednak dopiero z perspektywy kilkunastu lat – mówi Marek Cywiński, dyrektor Biura Strategii Stalexportu.