Archiwum Polityki

Pół prorok, pół błazen

Rozmowa z Jerzym Trelą, aktorem teatralnym i filmowym

Przez kilka lat przymierzał się pan do roli króla Leara. Czy pojawi się pan jako szekspirowski władca na deskach któregoś z teatrów?

Od jakiegoś czasu krążyliśmy z Learem wokół siebie. Przymierzałem się do tej roli, choć nie była moim teatralnym marzeniem, ale to co obserwowałem wokół siebie, co mnie dotykało, sytuacja w teatrze – wszystko to zaczęło mnie prowokować do myślenia o Learze.

Kiedyś niemal otarł się pan o niego. Na planie telewizyjnej sztuki „Stalin” w reż. Kazimierza Kutza spotkał się pan z Tadeuszem Łomnickim. Po zakończeniu zdjęć Kazimierz Kutz zaprosił panów na lampkę wina. Łomnicki przyszedł na spotkanie w kożuchu. Chciał się tylko pożegnać. Po tygodniu wyczerpujących zdjęć wsiadł w nocy do samochodu i pojechał do Poznania. Następnego dnia zaczynał próby „Króla Leara”, którego już nie dokończył. Po jego śmierci zaproponowano, by przejął pan jego rolę.

Spontanicznie odmówiłem. Łomnicki, król sceny, umarł w momencie, gdy jego Lear był gotowy. Do dziś mam przygotowany pod niego tekst sztuki. Łomnicki od lat chodził z tą rolą. Pukał do wielu teatrów, ale wszędzie mu odmawiano. Bali się współpracy z nim. Wiedziałem, że tak dużo myślał o tej postaci, że ja mógłbym tylko odgrywać Leara – Łomnickiego. Szacunek dla niego i dla teatru nie pozwalał mi na takie zastępstwo.

Po jakimś czasie Lear znowu zaczął mi chodzić po głowie. Przez prawie trzy lata rozmawiałem na ten temat z Mikołajem Grabowskim. W końcu zagrał u niego kto inny. Kiedyś w Krakowie zaczepił mnie Jerzy Grzegorzewski i mówi: Jurek, musimy razem zrobić „Króla Leara”. Zaciekawiło mnie, jak on zobaczy Leara. Odbyliśmy parę rozmów. Ale w tym czasie Lear urodził się w Teatrze Powszechnym i wycofaliśmy się z tego pomysłu na parę lat.

Polityka 38.2002 (2368) z dnia 21.09.2002; Kultura; s. 64
Reklama