W 1783 r. sir Wiliama Jonesa, sędziego sądu najwyższego w Kalkucie, zainteresowały hymny Rygwedy – indyjskie poematy religijne spisane w starożytnym języku sanskryckim. Badając jego gramatykę Jones zauważył zadziwiające podobieństwo wyrazów i konstrukcji gramatycznych sanskrytu, łaciny i greki. „Tak silne – oznajmił trzy lata później na zebraniu Bengalskiego Towarzystwa Indyjskiego – że filolog badający te trzy języki nie może wątpić, że wszystkie pochodzą z tego samego źródła, prawdopodobnie już nieistniejącego”.
Mimo że od przemówienia Jonesa minęło 216 lat, jego poglądy nadal podziela większość językoznawców. Szybko zresztą odkryto, że te same więzy łączą prawie wszystkie nowoczesne języki Europy. Litewski agnis brzmi prawie tak samo jak polski ogień, łaciński ignis czy rosyjski agon. Co ważne, podobieństwo to nie zawsze da się wytłumaczyć sąsiedztwem lub wpływem łaciny – staroindyjska nazwa ognia (agnis) równie dobrze pasuje do tego zestawienia. Dlatego w 1813 r. angielski uczony Thomas Young po raz pierwszy użył terminu indoeuropejski w odniesieniu do grupy języków wywodzących się od jednego praprzodka, a badania nad nimi ruszyły pełną parą. Mimo to wciąż daleko do jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o pochodzenie indoeuropejskiego fenomenu.
Ostatnio w sukurs językoznawcom przyszły jednak odkrycia archeologiczne. Prestiżowe wydawnictwo naukowe Kluwer Academic opublikowało pracę zbiorową „European Prehistory” pod redakcją wybitnego amerykańskiego archeologa prof. Sarunasa Milisauskasa. Autorzy – najlepsi znawcy dziejów młodszej epoki kamienia – odpowiedzi na pytanie o genezę języków indoeuropejskich szukają w mechanizmie ich ekspansji na tak wielkich obszarach.