Daleko od nas, za górami, za lasami na domu modlitwy wisiała tabliczka: „Jeżeli obrzydły ci grzechy, pchnij te drzwi!”. Obok tabliczki pojawiła się kartka: „A jeśli grzechy nie całkiem ci obrzydły, zadzwoń do Loli na komórkę...”. Taki dzisiaj jest świat. Patos i tandeta mieszkają przez ścianę. Opowiadano mi, jak to w teatrze wystawiono Otella. Nagle do widzów w pierwszym rzędzie dobiegł szept artystki:
– Duś mnie prędzej, bo za kwadrans mam casting do reklamówki!
Tak wygląda scena. A co dzieje się w szatni? Poczekajmy, może spełni się marzenie Tuwima. O garderobie, która rozsiądzie się w krzesłach, rozłoży na fotelach klaskając pustymi rękawami aktorom. Proroczy był ten wiersz. Poeta przewidział bal w Wiśniczu, gdzie z polską szlachtą (przepraszam) arystokracją – bawił się polski lud z list najbogatszych, nie żałując obcasów i zelówek w tańcu na cel filantropijny. Chciałbym zobaczyć szatnię na tym spędzie:
Wyrzuciwszy tłuste ciało
Wisi futro wielkopańskie
I wspomina, jak biegało
Po pustyni afrykańskiej.
Koło futra płaszcz jedwabny
W fidrygałach koronkowych
Jeszcze dyszy (przez inercję)
Od dwóch piersi balonowych.
Wielkopańskie futro to pewnie własność jakiegoś Burbona na gościnnych występach. Płaszczyk jedwabny z odzysku okrywał Radziwiłłównę. Wytropił go hrabia Igo Krasicki. Dawniej hrabia tropił w „Trybunie Ludu” i u Machejka odchyleńców i syjonistów. Dziś walczy o to, by dobra zagrabione przez komuchów wróciły do krwiopijców. On zaś sam doczekał się wreszcie rekompensaty za to, że przez tyle lat płacił składki w PZPR-owskiej jaczejce.
Jeszcze raz powtarzam: chciałbym zobaczyć szatnię podczas trwania tej towarzyskiej imprezy.