Przed kilkudziesięciu laty niemiecki reżyser Volker Schloendorff sfilmował fragment powieści Marcela Prousta „W poszukiwaniu straconego czasu”. Film nazywał się „Miłość Swanna” i spotkał się z mieszanym przyjęciem krytyki i publiczności. Był jednak niewątpliwie dziełem niezwykłym, oryginalnym i godnym zapamiętania. Gdybyśmy chcieli dzisiaj obejrzeć go na kasecie, trafilibyśmy na zdjęcia, które są już nie do powtórzenia. Zarejestrowany w filmie Paryż nie istnieje, przynajmniej jeden jego fragment zmienił się nie do poznania. Na dziedzińcu Luwru stanęła piramida, której w trakcie zdjęć do filmu nie było. Schloendorff, świadom planów przebudowy, nakręcił kilka przejazdów karet przez dziedziniec Luwru i w ten sposób zachował obraz, który dzisiaj z trudem można by odtworzyć techniką komputerową.
Wspominam film mego znakomitego kolegi, bo sam noszę się z zamiarem nakręcenia biografii Jana Kiepury i myślę, że nowy minister kultury, a do niedawna dyrektor Opery w Warszawie, utrudnił mi to zadanie stawiając na frontonie opery brązową kwadrygę, której nigdy wcześniej tam nie było. Niezorientowanym spieszę z wyjaśnieniem. Kwadrygi nie było, chociaż kiedyś być miała. Widnieje w oryginalnych projektach budowlanych i z punktu widzenia estetyki jest elementem pożądanym, a nawet koniecznym po to, by klasycystyczna budowla promieniowała pełnym blaskiem. Nawiasem mówiąc, projekt Corazziego jest wyjątkowo piękny i oryginalny na tle innych z tej epoki. Jest horyzontalny, rozciągnięty szeroko wzdłuż placu, podczas gdy wszystkie podobne budowle, jakie pamiętam z innych miejsc Europy, wspinają się gęsto ścieśnione śródmiejską zabudową. Dotyczy to również dwóch rywali opery na warszawskim placu Teatralnym: cesarskiego teatru mariańskiego w stołecznym Petersburgu i legendarnego teatru Bolszoj w Moskwie.