Archiwum Polityki

Podatek od seriali

Jako zdyscyplinowany i lojalny członek Unii Pracy powinienem oczywiście popierać inicjatywy naszego przywódcy ministra Marka Pola. Skoro powinienem, to popieram, dając tym dobry przykład młodzieży (z tego czynu ucz się synu). Z drugiej strony, w partii naszej dopuszczalna jest i wręcz pożądana konstruktywna krytyka, więc konstruktywnie skrytykuję. Chodzi rzecz jasna o samochodowe winietki. Jest rzeczą kołami namacalną, że drogi w Rzeczypospolitej osiągnęły już od dawna stan, który dokładnie określić można tylko za pomocą wyrażeń uznawanych powszechnie za obsceniczne. Osobliwą bezczelnością jest przy tym różnicowanie wertepów na drogi międzynarodowe, krajowe, jakby wądoły wądołom nie były równe. Innymi słowy, coś z tym fantem trzeba zrobić i to szybko, zanim jakiś idiota nie wymyśli objawowej kuracji dalszym ograniczaniem dozwolonej prędkości. Żeby zaś z tym fantem coś zrobić, potrzebne są oczywiście pieniądze, bo z pustego i Kołodko nie naleje, choćby miał niczym Salomon „siedemset żon-księżniczek i trzysta żon drugorzędnych”, jak to eufemistycznie tłumaczy tzw. Biblia tyniecka. Tak więc merytorycznie ma projektodawca rację – niezbędna jest specjalna danina. Jednocześnie, czy raczej równolegle, popełnia Marek Pol dwa błędy. Jeden psychologiczny, drugi wynikający z pewnego braku wyobraźni. Ten pierwszy to pobieranie koniecznych skądinąd opłat właśnie za użytkowanie dróg. Równie dobrze można by bowiem opodatkować chorego za leczenie. Bo oto kierowca, który i tak słono płaci za reperowanie resorów, częstszą wymianę opon i tysiąc podobnych niezawinionych dolegliwości, zostaje jeszcze dodatkowo obciążony składką na budowę przyszłych autostrad, które skądinąd będą płatne i to włącznie z odcinkami wybudowanymi za Gierka.

Polityka 38.2002 (2368) z dnia 21.09.2002; Stomma; s. 98
Reklama