Polski Związek Działkowców nie będzie już się uwłaszczał na gminnych ziemiach. Trybunał Konstytucyjny orzekł, że nieodpłatne przejmowanie gruntów w użytkowanie wieczyste, co gwarantowały przepisy z 1995 r., jest niezgodne z ustawą zasadniczą, ponieważ pozbawia gminy prawa do należnych jej dochodów. Ale to jeszcze nie koniec walki o ziemię, gdyż działkowcy nadal mogą liczyć na wsparcie wiernego sojusznika – SLD.
Sojusz zainteresował się działkowcami w 1990 r., kiedy to grupa kilkunastu posłów ówczesnego Obywatelskiego Komitetu Parlamentarnego (z solidarnościowego nadania) wystąpiła z pomysłem likwidacji ogródków. SLD wziął wówczas związek działkowców w obronę, obiecując mu w przyszłości możliwość uwłaszczenia. W zamian liczył na odzew przy wyborczych urnach. W 1995 r. pomysł uwłaszczenia wszedł w życie wraz z nowelizacją odpowiedniej ustawy. Odtąd Polski Związek Działkowców mógł, jeśli tylko miał taką wolę, przejmować od gmin ziemię jako wieczystą własność i to bez wnoszenia jakichkolwiek opłat. W 1996 r. ustawa została zaskarżona przez warszawską Gminę Centrum do Trybunału Konstytucyjnego, który uznał jej racje. Ale znów zadziałała machina polityczna: Sejm, głównie głosami posłów SLD i PSL, werdykt Trybunału oddalił. Zostało to zauważone i docenione w oficjalnych deklaracjach działaczy PZD. Współpraca polityczno-ogrodowa zacieśniła się.
Ogrody z woli organów
Cztery lata później działkowcy musieli zmierzyć się z problemem reprywatyzacji. Jak wyliczyli, gdyby ustawa reprywatyzacyjna weszła w życie, zagrożone byłoby 40–50 proc. ogródków. Na jednym z posiedzeń Krajowej Rady PZD działacze związku zapewniali, że nigdy nie występowali przeciw samej idei reprywatyzacji, ale nie mogą się zgodzić na zastosowanie jej wobec ogrodów działkowych.