Archiwum Polityki

Czas Hrabiny

Marion Dönhoff (1910–2002)

To było wzruszające, gdy pod koniec maja ubiegłego roku bardzo już krucha sylwetka Hrabiny pojawiła się na warszawskim lotnisku. Jak co roku Marion udawała się do Mikołajek na uroczyste wręczenie matur w gimnazjum jej imienia. Mimo swych lat podróżowała sama. Wyszła z hali przylotów powoli, wyprostowana, rozjaśniając się na widok przyjaciół. Po niedawnej operacji bez przerwy bolała ją prawa ręka. Najgorszy jednak był nie tyle ból, ile rozpaczliwe trudności z pisaniem.

Przez całe swoje – jak mawiała – „drugie życie”, które zaczęło się w 1946 r., od wejścia 35-letniej arystokratki z Prus Wschodnich do redakcji hamburskiego tygodnika „Die Zeit”, pisała, bardzo często ołówkiem, stojąc przy osiemnastowiecznym pulpicie. W ten sposób – mówiła – wystrzega się zbędnych słów.

W ostatnich latach doroczne przyjazdy Marion Dönhoff do Mikołajek nie były jedynie sentymentalnym powrotem w utracone strony rodzinne. To były także klarowne i subtelne spojrzenia w przyszłość. Gdy Hrabina już zgodziła się przyjąć patronat nad liceum, to swe obowiązki traktowała poważnie. W czasie uroczystości wygłaszała krótką, wycyzelowaną mowę. Potem zwykle odbywała się przejażdżka po jeziorach, w czasie której statek tradycyjnie zawracał przy promie, którym trzydziestoletnia Marion przeprawiła się w czasie swej pożegnalnej konnej włóczęgi po Mazurach jesienią 1941 r. Dla polskich przyjaciół Marion te przyjazdy były znakiem możliwej i chcianej wspólnoty dwóch spowinowaconych ze sobą narodów, które w niedawnej przeszłości rozdzieliła wzajemna złość, nienawiść i bezmiar cierpienia.

Hrabina Dönhoff przez pół wieku patronowała zbliżeniu, dialogowi i pojednaniu Niemców i Polaków. Znała Polskę sprzed wojny, kiedy to bywała w majątkach Przeździeckich.

Polityka 12.2002 (2342) z dnia 23.03.2002; Społeczeństwo; s. 90
Reklama