Archiwum Polityki

Podsłuchany monolog Damy

Czy ja do tej pory wiedziałam coś o mowie ciała? Owszem, przeglądałam się w lustrze. Ale to nie ciało, to ja wzdychałam: – Znowu dziesięć centymetrów w biodrach! Trzeba przejść na chińską dietę... Panie wiedzą, co to chińska dieta – je się rosół pałeczkami. Żyłam w nieświadomości do chwili, gdy na imprezie charytatywnej, innych przecież nie ma – spotkałam pana Mundka. Przedstawił się jak w polskim filmie artystycznym: dźwięk był, słowa nie zrozumiałam. Za to długo potrząsał moją dłonią – jak profesor Bartoszewski, kiedy wita zagranicznych gości. I guzik z tego ma: guzik od ich marynarki.
– Teraz już pani wie – zaszemrał pan Mundek – że traktuję panią po partnersku. Potrząsanie znaczy – równe prawa, przekroczenie granicy strefy intymnej.
– Ręka to dla pana strefa intymna? Niezły z pana świntuch! – zmarszczyłam czoło.
Zaraz to zauważył.
– Pozioma zmarszczka sygnalizuje uwagę. Pionowa skupienie. Proszę się skupić. I nie stać jak bocian w sałacie z wysuniętymi kolanami.

Trochę mnie zatkało. Nie po to wydaję kasę na kosmetyczkę, żeby przybywało mi zmarszczek. W poziomie i w pionie. I jeszcze ta uwaga, że stoję jak bocian w sałacie. Kto dzisiaj wierzy w bociany? Chyba tylko ci z Ligi Polskich Rodzin. Bociany przyniosły ich do Sejmu. Bo jak nie bociany, to kto? Tatuś Rydzyk?
– Kim pan jest właściwie? – spytałam.

Pan Mundek wyjaśnił, że ekspertem od komunikacji międzyludzkiej. To taka komunikacja, że za korzystanie z niej nawet posłowie muszą płacić. Aha, dodał jeszcze, że zajmuje się kreowaniem wizerunków. I jest w tym dużo lepszy od przereklamowanego Tymochowicza, który wyklepał Kleppera z Klewek i Michałka Kamińskiego z Łomży, bo ładniejszych kawalerów już w Łomży nie było.

Polityka 12.2002 (2342) z dnia 23.03.2002; Groński; s. 97
Reklama