Archiwum Polityki

Zła pogoda nad pagodami

Birma, gdzie czteroletnią dziewczynkę trzymano ostatnio przez miesiąc w więzieniu, powinna być wyrzutem sumienia dla całego świata.

Napastnicy w czarnych ubraniach i z kałasznikowami w rękach wdarli się kilometr w głąb Indii. Mówili po birmańsku i miejscowym dialektem. Zaatakowali biuro organizacji Solidarność Birmańska (BSO), która dzięki wsparciu Fundacji Sorosa pomaga birmańskim uchodźcom w Indiach. Porwali dwóch działaczy tej organizacji i uprowadzili ich na terytorium Birmy. Wkrótce potem służba bezpieczeństwa aresztowała w przygranicznej birmańskiej wiosce żonę i czteroletnią córeczkę jednego z porwanych. Kiedy sprawa nabrała rozgłosu w światowych mediach, dziewczynkę zwolniono z więzienia i oddano pod opiekę rodziny. Sami rodzice małej Ei Po Po siedzą jednak dalej.

Jako powód aresztowania władze podają podejrzenie o działalność wywrotową. Takie oskarżenia w ustach przedstawicieli junty nigdy nie brzmią przekonująco. Cokolwiek mówią mundurowi, trzeba pamiętać, że w normalnym kraju miejsce wojskowych jest w koszarach i sztabach, a nie w kancelarii premiera i rządzie. I że torturami prawie z każdego można wydusić każde zeznanie. Porwani mężczyźni, Maun Maung Oo i Chit Thein Tun (ojciec dziewczynki), uciekli z Birmy prawie 20 lat temu po krwawej łaźni urządzonej przez wojsko demonstrantom domagającym się przywrócenia demokracji. Działali w ruchu studenckim na emigracji, który chciał walczyć o demokrację z bronią w ręku, a ostatnio wśród zwykłych uciekinierów z Birmy.

Kiedyś Birma kojarzyła się z U Thantem – sekretarzem generalnym ONZ, dziś kojarzy się całkiem inaczej – z biedą, prześladowaniami opozycji demokratycznej i mniejszości etnicznych. Twarzą nieszczęsnej Birmy jest pokojowa noblistka Aung San Suu Kyi, liderka Narodowej Ligi na rzecz Demokracji. Jej partia miażdżąco wygrała demokratyczne wybory parlamentarne w 1990 r. Zaskoczona generalicja unieważniła wybory.

Polityka 10.2006 (2545) z dnia 11.03.2006; Świat; s. 60
Reklama