Archiwum Polityki

Oda do pleców

O kobiecych plecach książkę mogłabym napisać – powiedziała w końcu i chyba nie była to wyłącznie retoryczna deklaracja. – Kobiece plecy – dowodziła z pasją – to jest pole artystycznie zaniedbane. Poeci i powieściopisarze plecy opiewali rzadko, albo w ogóle. W „Pieśni nad pieśniami” o plecach oblubienicy ani słowa. W niezliczonych romansach i wierszach miłosnych – podobnie. Z malarstwem dużo lepiej. Może faktycznie trzeba być malarzem, żeby czuć i rozumieć, jaka pomiędzy karkiem a pośladkami niebywała jest płaszczyzna. Weź, poza tym, spróbuj namalować plecy. Nie szkodzi, że nie masz talentu, ci co mają, też nie potrafią. Jeszcze biust, profil, ramię, nawet dłoń jako tako wyjdzie. Ale plecy? Pleców nie uchwyci nawet najzdolniejszy. Plecy to jest domena mistrzów. Plecy tycjanowskie. Plecy rubensowskie. Zapomnij o rubensowskich biustach. Przyjrzyj się rubensowskim plecom. Przypatrz się, jak Rubens malował plecy, a zrozumiesz, co znaczy zmysłowość. Pierwsza zmysłowość zawsze tyczy pleców. Wszyscy w koło ględzą o pierwszym pocałunku; a przecież zawsze, jak ją pierwszy raz całujesz, twoja dłoń jej plecy obejmuje. I bez tego objęcia, bez dłoni na plecach nie ma pocałunku. Wyobraź sobie słynny pierwszy pocałunek z luźno opuszczonymi wzdłuż ciała rękami. Bez dotykania pleców nie ma pocałunku, bez dotykania pleców nie ma wzajemnej skłonności, bez dotykania pleców nie ma seksu, bez dotykania pleców nie ma miłości”.

Nie mogę się oprzeć i daję na początek kilka zdań z rzeczy jeszcze nie ogłoszonej – wytworzyły się bowiem okoliczności, w których mam prawo widzieć konieczność wyższą. Gdy swoją „odę do pleców” układałem, nie znałem fotografii Wacława Wantucha; nie widziałem, jak on kobiece plecy potrafi ujrzeć i uwiecznić; nie wiedziałem nawet, że znane mi z fenomenalnego albumu prac Chrisa Niedenthala (o którym w tym miejscu pisałem) wydawnictwo Bosz wydało też w 2003 r.

Polityka 10.2006 (2545) z dnia 11.03.2006; Pilch; s. 94
Reklama