Archiwum Polityki

Nie porzucaj mnie

Na organizatorów imprez padła trwoga. Biznes rozwodzi się z kulturą. Do niedawna szczodrzy sponsorzy mówią dzisiaj: „Teraz nie, bo jest marna koniunktura”.

Na początku lat dziewięćdziesiątych byliśmy świadkami spektakularnego małżeństwa z rozsądku. Sakramentalne „tak” powiedziała wiecznie cierpiąca z powodu braku gotówki kultura oraz potrzebujący reklamy i wiarygodnego wizerunku młody polski biznes. Przez całą dekadę obie strony dość sumiennie wypełniały intercyzę. Banki i korporacje mogły chadzać w glorii mecenasa, a reżyserzy mieli za co kręcić filmy, zaś plastycy – organizować wystawy. Aliści ostatnio coś zaczęło szwankować. Przeżywająca spore kłopoty gospodarka w pierwszej kolejności postanowiła oszczędzać na kulturalnej partnerce.

„Nasze wydatki na sponsorowanie i promocję kultury zmniejszyły się o osiemdziesiąt procent, choć udajemy, że wszystko jest po staremu. Do niedawna zatrudniałem w biurze cztery osoby, dziś została tylko jedna i sam coraz częściej zastanawiam się, czy nie będę musiał szukać sobie nowej pracy” – wyznał proszący o zachowanie anonimowości szef działu promocji jednej z wielkich firm do niedawna błyszczących w dofinansowywaniu przeróżnych przedsięwzięć kulturalnych. Gdzie indziej jest podobnie. W czasach kryzysu oszczędza się przede wszystkim na reklamie, promocji i tzw. utrwalaniu własnego wizerunku. Oficjalnie nikt nie chce się przyznać do przykręcania kurka, wszak w aureoli dobrodzieja kultury każdemu do twarzy. Prywatnie jednak najczęściej można usłyszeć: „Teraz nie, ale jak się poprawi koniunktura, to na pewno wrócimy”. Oby.

Ogólny kryzys gospodarczy nie jest zresztą jedynym powodem rozluźnienia związków pomiędzy kulturą a biznesem. Brakuje rozsądnych rozwiązań legislacyjnych zachęcających do łożenia na kulturę. Brakuje nowych, oryginalnych pomysłów dających sponsorom szansę na zaprezentowanie się w niebanalny sposób. Ale przede wszystkim nastąpiło coś, co nazwać by można „zmęczeniem materiału”.

Polityka 37.2002 (2367) z dnia 14.09.2002; Kultura; s. 66
Reklama