Na organizatorów imprez padła trwoga. Biznes rozwodzi się z kulturą. Do niedawna szczodrzy sponsorzy mówią dzisiaj: „Teraz nie, bo jest marna koniunktura”.
Na początku lat dziewięćdziesiątych byliśmy świadkami spektakularnego małżeństwa z rozsądku. Sakramentalne „tak” powiedziała wiecznie cierpiąca z powodu braku gotówki kultura oraz potrzebujący reklamy i wiarygodnego wizerunku młody polski biznes. Przez całą dekadę obie strony dość sumiennie wypełniały intercyzę. Banki i korporacje mogły chadzać w glorii mecenasa, a reżyserzy mieli za co kręcić filmy, zaś plastycy – organizować wystawy.
Polityka
37.2002
(2367) z dnia 14.09.2002;
Kultura;
s. 66