Archiwum Polityki

Walc historii

Losy piosenek bywają równie dramatyczne jak losy ludzkie. Mogło przecież zdarzyć się i tak, że na chwilę przed zagładą mieszkańcy Atlantydy nucili ówczesne szlagiery. Odnajdując w zawsze podejrzanej tekściarskiej poezji swój świat. Zlepiony ze wspomnień i marzeń, złudzeń i tęsknoty za tym, co jest przypadkowością życia. Odebrać mu przypadkowość, podporządkować rozkazom i zarządzeniom, to znaczy zamienić odrębność biografii w Wielką Liczbę.

Obrona przypadkowości życia, w którym wbrew realiom, wbrew logice może się zdarzyć wszystko – egzotyczna podróż, nagle dostrzeżona jaskrawość codzienności, wielka miłość – tłumaczy, dlaczego w gettowym kabarecie wydarzeniem stała się kompozycja Władysława Szpilmana „Walc z Casanovy”. Właśnie wszedł na ekrany film Polańskiego. Już choćby to traktuję jako pretekst do opowiedzenia historii „Walca”. Trwającego piętnaście minut, przerywanego szlochem na widowni, westchnieniami, owacją dla pieśniarki i muzyka.

Najpierw o kabarecie. Grał w obliczonej na sto osób salce kawiarni Sztuka. Adres: Leszno 2. Leszno czyli gettowy Broadway. Kawiarnia była modna, uczęszczana przez publiczność o grubych portfelach. To dla niej obok sali koncertowej urządzono luksusowy bar. Królowie szmuglu, dygnitarze Judenratu i Służby Porządkowej, najpiękniejsze dziewczyny Dzielnicy Zamkniętej bywali w Sztuce. Ciekawi artystów. Tego, jak skomentują aktualności w głównej atrakcji programów: „Żywym Dzienniku”.

Taki pomysł na składankę satyryczną sprawdzony był już przed wojną: kabaret stawał się gazetą. Z artykułem wstępnym, reportażem, wywiadem z kimś ważnym, kolumną ogłoszeń, sportem, kroniką wypadków. „Żywy Dziennik” wykorzystał nośną formułę do mówienia o znanych sprawach i nie mniej znanych postaciach.

Polityka 37.2002 (2367) z dnia 14.09.2002; Groński; s. 102
Reklama