Każdy na jego miejscu by zaczął. Nienaganną krótką fryzurę prezydenta lekko przyprószyła sól z pieprzem. Media, jak to w Ameryce, również te poważne, po pierwsze ustaliły, czy to nie świadome działanie nowego lokatora Białego Domu, mające mu przysporzyć powagi. Przecieki z kół dobrze poinformowanych były jednoznaczne: to proces naturalny, ale postępujący szybko – wystarczy porównać fotografie sprzed roku. Z ostatnich prezydentów tylko Ronald Reagan zachował na tym urzędzie kruczą czerń, ale wspomaganą chemią. Obaj Bushowie, a zwłaszcza Bill Clinton, teraz siwy jak gołąbek, musieli się pogodzić z tym procesem. Taka to robota.
Polityka
11.2009
(2696) z dnia 14.03.2009;
Flesz. Ludzie i wydarzenia;
s. 11