Rozmawiałem niedawno z panią Anną Tatarkiewicz – romanistką, tłumaczką, publicystką (jedną z moich ulubionych). Pisywała u Turowicza, Mazowieckiego, Rakowskiego i Bijaka, a od pewnego czasu znalazła azyl u Domańskiego w „Przeglądzie”. Pani Anna ma taką ideę, że u progu każdej kolejnej Rzeczpospolitej leży jakiś mit albo wręcz kłamstwo założycielskie.
U progu II Rzeczpospolitej leżał „mit czynu legionowego” – mówi. Chodziła wtedy do szkoły i dobrze pamięta, że nikt nie uczył dzieci o Powstaniu Styczniowym czy o Powstaniach Śląskich, liczył się tylko „czyn legionowy”, a przecież legionistów faktycznie tak wielu nie było, zaledwie kilkadziesiąt tysięcy.
Pani Anna pamięta także, że kiedyś Piłsudski był socjalistą. Co prawda z czerwonego tramwaju wysiadł na przystanku Niepodległość, ale później socjaliści poparli przewrót majowy, kiedy obalił „monarchistyczno-faszystowsko-paskarski” rząd Witosa. Zginęło wtedy 379 osób, a rannych było trzy razy tyle. – Można o rządzie Witosa powiedzieć wiele, ale nie że był monarchistyczno-faszystowsko-paskarski – mówi pani Anna, wyraźnie zdegustowana kłamstwem sprzed ponad 80 lat, które miało uzasadnić sanację moralną. Pani Anna ma ulotkę Związku Zawodowego Kolejarzy, który wzywał do tego, by nie przepuszczać do Warszawy pociągów z Pomorza i Wielkopolski z oddziałami wiernymi „monarchistyczno-faszystowsko-paskarskiemu” rządowi. Nie był to ostatni raz, kiedy kłamstwo miało uzasadnić „wzmożenie moralne”.
Kłamstwem założycielskim Polski Ludowej był Katyń. Pani Anna ma propagandową broszurę, która ukazała się w 1944 r., a w której znajdują się przedruki z „Nowych Widnokręgów” oraz z innych pism wydawanych przez komunistów na terenie ZSRR, w których Wanda Wasilewska i inni wskazują na Niemców jako sprawców zbrodni.