Archiwum Polityki

Zły duch Slobo

64-letni Slobodan Miloszević, oskarżony przed Haskim Trybunałem ds. Zbrodni w byłej Jugosławii, zmarł w sobotę w celi więziennej. Jego proces, ostatnio często przerywany ze względu na stan zdrowia oskarżonego, daleki był od zakończenia. Czas, kiedy Miloszević miał władzę (1989–2000), to najbardziej mroczny okres historii Serbów i Jugosławii. Nie rozumiał ducha epoki – marzył o Wielkiej Serbii, gdy było oczywiste, że nie da się powstrzymać separatyzmów i rozpadu. Kiedy jako polityk nie poradził sobie z reformami gospodarczymi, rozhuśtał nastroje nacjonalistyczne, co stało się powodem bałkańskiego dramatu. Krwawa wojna w Chorwacji i Bośni sprowadziła na ówczesną Jugosławię sankcje ekonomiczne. Wywołały spustoszenie w głowach, bo ludzie, dotychczas obywatele świata, poczuli się zamknięci w rezerwacie. Miloszeviciowi łatwiej przychodziło nimi manipulować i robił to po mistrzowsku, a jego ugrupowanie, Socjalistyczna Partia Serbii, zamieniło kraj w państwo policyjne. Straszliwa inflacja, dochodząca w porywach do kilku tysięcy procent, pustoszyła gospodarkę i oszczędności obywateli, którzy z dnia na dzień stali się pariasami Europy. Z kraju wyjechało blisko 2 mln młodych ludzi, w ucieczce przed wojskiem, w poszukiwaniu pracy.

Gdy serbski rząd wydał Miloszevicia trybunałowi w Hadze, jedni protestowali, inni się cieszyli, widząc nadzieję dla Serbii. Szkoda, że przez cztery lata nie udało się zakończyć jego procesu, ale jeśli nawet mit Slobo pozostanie wśród serbskich komunistów, to nie jest już tak groźny. Będzie przypominał naturalną kolej rzeczy: że dyktatury upadają, a dyktatorzy są śmiertelni.

Polityka 11.2006 (2546) z dnia 18.03.2006; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 18
Reklama