Archiwum Polityki

Paznokcie i śmierć

Nie od dziś wiadomo, że jak idzie o sprawy uniwersalne – na politykę nie ma co liczyć. Niby biorą się goście za naprawę świata, ale guzik z tego. PiS podobno ma ideę powołania sejmowej komisji śledczej, która by się zajęła sprawą naruszania i łamania przez ludzkość dziesięciu przykazań w okresie od początku dziejów do obalenia rządu Olszewskiego; ale nawet w tej partii słychać głosy obstrukcjonistów, którzy twierdzą, że ustawowe pół roku na pracę takiej komisji to za mało. I tak jest ze wszystkim. Kończy się na gadaniu. A że gadanie coraz nudniejsze, wrócić można do prawdziwego życia, czyli do czytania książek.

Przeczytałem wydany przez Znak powieściowy debiut Mikołaja Łozińskiego „Reisefieber” i z chęcią dołączam do grona tych, co twierdzą, że jest to wydarzenie ważne. Początek książki wymaga pewnej – powiedzmy – cierpliwości; niektóre miejsca, te zwłaszcza, w których autor referuje sytuacje sekwencjami zdań oznajmujących („Daniel po cichu przekręcał zamek w drzwiach, ale Louise czekała na niego. Dzwonił lekarz ze szpitala, gdzie leżała Astrid” itd.) bywają pisarsko zaniedbane, ale też nie jest to książka dla koneserów językowych fajerwerków. Nie jest to też książka dająca jakiś prezentystyczny obraz rzeczywistości – zapijaczeni recenzenci nie będą jej radzi: „Reisefieber” nie jest ani nową „Lalką”, ani „Przedwiośniem” naszych czasów; „Resefieber” jest książką, która dotyka istoty rzeczy.

Prozę Łozińskiego najprościej nazwać prozą psychologiczną – już samo to jest ważnym wzbogaceniem piśmiennictwa naszego; na terenie gospodarstwa literatury polskiej gruntów, na których dobrze wschodzą dociekania psychologiczne, nie ma prawie w ogóle.

Polityka 11.2006 (2546) z dnia 18.03.2006; Pilch; s. 108
Reklama