Archiwum Polityki

Kościół tak, wypaczenia nie

Rozmowa z ks. Jackiem Prusakiem, jezuitą i psychoterapeutą, o tym, dlaczego nie porzuca kapłaństwa

Jarosław Makowski: – Po oświadczeniu Tomasza Węcławskiego, że rezygnuje z kapłaństwa, jeden ze znanych księży napisał do mnie: „Ludzie pytają, kto następny: po Obirku, Bartosiu i Węcławskim. Przyznam, że czasami czuję się, jak na reducie. Póki co, trwamy!”. Czy trwając w Kościele, czuje się ksiądz jak na reducie?

Jacek Prusak: – Nie, gdyż Kościół nie jest zbudowany na mnie, a ja nie mam poczucia, że należę do jakiegoś odłamu separatystów walczących na ostatnich przyczółkach Kościoła. I ta świadomość pozwala mi patrzeć na to, co się teraz dzieje w polskim Kościele, z pewnym dystansem, co nie znaczy: z obojętnością.

Ale kapłaństwo porzucają duchowni bliscy księdzu ideowo.

To prawda. Ale nie zostałem księdzem ze względu na Obirka lub Węcławskiego. Nawet gdybym miał porzucić kapłaństwo, to nie dlatego, że porzucili je ludzie, z którymi wiąże mnie nić duchowej i intelektualnej bliskości. Z drugiej strony czuję żal i osamotnienie. Ich odejścia sprawiają, że znika płaszczyzna dialogu między nami księżmi. Nie jest jednak tak, że z Kościoła odeszli już wszyscy „intelektualiści w koloratkach”. Media to nie jedyne areopagi ich obecności.

Odejścia tych księży mają różne przyczyny, ale ich wspólną cechą jest negacja kościelnych instytucji i kościelnej dyscypliny. Na przykład sprzeciw wobec zachowań abp. Paetza, który wykorzystywał seksualnie kleryków, a dziś zachowuje się tak, jakby nic się nie stało.

Odróżniam krytykę instytucji i jej osób od negacji Kościoła, który dla mnie znaczy coś więcej niż objawy patologicznego działania jego instytucji i osób. Rozumiem sprzeciw wobec pewnych nieprawidłowości, ale nie widzę konieczności zostawienia kapłaństwa w imię protestu.

Polityka 22.2007 (2606) z dnia 02.06.2007; Kraj; s. 40
Reklama