Taką listę postanowił sprządzić sześć lat temu szwajcarski reżyser filmów dokumentalnych Bernard Weber. Mają się na niej znaleźć nie tylko cuda starożytne, ale także średniowieczne i nowożytne, nie tylko egipsko-babilońsko-greckie, lecz także inkaskie, azteckie, indyjskie, chińskie, francuskie, rzymsko-włoskie, angielskie, hiszpańskie, nordyckie, niemieckie, polskie, rosyjskie... W grę wchodzą także cuda technologii (Internet obok rozrusznika serca oraz akceleratory CERN w Genewie), cuda natury (Himalaje obok storczyka i kota).
A co z resztą kategorii? Skoro rzeźby uznano za wyjątkowe, to dlaczego nie wziąć pod uwagę malarstwa i literatury? A polityka, gospodarka? Plebiscyt trwa. Za pośrednictwem Internetu dotychczas wzięło w nim udział 20 mln uczestników. Kolekcjoner cudów ogłosi ostateczną listę 7 lipca 2007 r.
Lista Herodota
Pierwsze cuda świata spisał Herodot. Przetrwała z nich tylko piramida Cheopsa, czyli grób faraona. Nie ma latarni morskiej z Aleksandrii ani kolosa z Rodos, nie ma mauzoleum Mauzolosa (w siódemce cudów znalazły się aż dwa cmentarze). Po świątyni Artemidy z Efezu pozostały kolumny w bagnie, zniknął Babilon z wiszącymi ogrodami. Podobnie jak świątynia Zeusa.
Jeśli pójdziemy szukać dzisiejszych cudów drogą pomników starożytności, wtedy na miejscu latarni postawić trzeba wieżę telewizyjną z Toronto i najwyższe budynki: z Chicago, Taipei, bliźniacze „kukurydze” z Kuala Lumpur i połowę Szanghaju. Na miejsce grobu Mauzolosa wstawimy najsławniejsze mauzoleum świata Taj Mahal w Agrze (Indie).
Po świątyni Artemidy miejsce zajmują katedra Notre Dame w Paryżu, kościół przerobiony na meczet, później muzeum, Hagia Sophia w Stambule, cerkiew Wasyla Błogosławionego w Moskwie, może też współczesna świątynia bahaistów w Delhi: wycięty w marmurze kwiat lotosu, wielkością i pięknem przypominający Taj Mahal.