Choć od powstania spółdzielni minęło prawie ćwierć wieku, to Donald Tusk uważa, że właśnie tam trzeba szukać korzeni dzisiejszej Platformy Obywatelskiej. – W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że Platforma jest ostatnim dzieckiem spółdzielni pracy Świetlik – mówi. – Jeśli razem z Maciejem Płażyńskim mogliśmy założyć partię, to również dlatego, że mieliśmy do siebie ugruntowane zaufanie, które wynieśliśmy ze Świetlika.
Podobne doświadczenia wyniosło z tej małej gdańskiej firmy kilku ministrów, marszałków Sejmu i Senatu, prezes telewizji publicznej, kilku posłów, senatorów, pisarzy i jeden milioner. Wszyscy, którzy w latach 80. zatrudnieni tam byli na etatach malarzy. – Bo jak człowiek wisi z kimś na jednej lince, to musi mieć bezgraniczne zaufanie – mówi Jerzy Hall, jeden z założycieli Świetlika, a obecnie radny PO w Sopocie. – I te więzy z przeszłości są czasem silniejsze niż dzisiejsze podziały polityczne.
Świetlik, czyli sposób na życie
Nazwę Świetlik wymyślił w 1983 r. Roman Rojek, obecny prezes Grupy Atlas. Donaldowi Tuskowi świetlik, czyli przeszklenie na dachu budynku gdańskiego Unimoru, pokazał Jerzy Borowczak, jeden z przywódców strajku w Stoczni Gdańskiej. Tusk pamięta, że wydawało mu się, iż świetliki są na wysokości Mont Everestu i nawet się trochę zdziwił, gdy Borowczak dał mu wiaderko i myjkę i kazał wejść na górę je umyć. Bo właśnie tym zajmowała się początkowo spółdzielnia pracy, którą wymyślili wspólnie Roman Rojek i Maciej Płażyński, świeżo upieczeni prawnicy Uniwersytetu Gdańskiego.
– Dla ludzi o poglądach antykomunistycznych praca w ówczesnym wymiarze sprawiedliwości była nie do przyjęcia – mówi Płażyński, który był jednym z założycieli NZS i przywódcą strajku na uniwersytecie.