Archiwum Polityki

Wielka rola Olgi Pasiecznik

[bardzo dobre]

Polskie prawykonanie dramatu lirycznego Claude’a Debussy’ego „Peleas i Melizanda” (na kanwie sztuki Maurycego Maeterlincka) w Operze Narodowej odbyło się dokładnie w stulecie premiery w paryskiej Opera-Comique. Choć utwór ten wykonywany jest częściej z orkiestrą, tu zdecydowano się na wersję pierwotną, wyłącznie z towarzyszeniem fortepianu. Dzięki temu dzieło zyskuje jeszcze na intymności, która jest jego najważniejszą cechą. Debussy pisał „Peleasa” poniekąd w opozycji do dramatów muzycznych Wagnera, w których widział przerost ekstrawertyzmu, wręcz nachalność w okazywaniu emocji. W „Peleasie” nic nie jest na pokaz. Banalna na pozór historia miłosnego trójkąta, rozgrywająca się w baśniowym świecie, jest wypowiedziana szeptem. Ale ten „szept” ma wymiar krzyku, porusza i ściska za gardło, zwłaszcza gdy wykonanie jest znakomite – a tak właśnie jest w Operze Narodowej. Melizanda – to wielka rola laureatki Paszportu „Polityki” Olgi Pasiecznik (drugą wielką rolę gra obecnie w Operze Kameralnej, gdzie jest Tatianą w „Onieginie”). Towarzyszą jej Mariusz Godlewski jako Peleas i Andrzej Witlewski jako mąż, Golaud – obaj są debiutantami, ale jakimi! Debiutuje tu też na scenie rewelacyjny Adaś Urbaniak z chóru Alla Pollacca w chłopięcej roli Yniolda. Reżyseria Tomasza Koniny, cokolwiek udziwniona, ma jedną wielką zaletę: nie przeszkadza muzyce. (DS)

[bardzo dobre]
[dobre]
[średnie]
[złe]
Polityka 19.2002 (2349) z dnia 11.05.2002; Kultura; s. 42
Reklama