Archiwum Polityki

Gosford Park

[bardzo dobre]

Robert Altman, ironiczny obserwator amerykańskich przemian obyczajowych, tym razem na gościnnych występach w starej Anglii. Początek lat 30. naszego wieku, wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że nie będzie to najszczęśliwsza dekada w dziejach ludzkości, tymczasem w posiadłości Gosford Park wciąż panuje niczym niezmącony spokój. Właśnie przybywają znamienici goście wraz ze służbą na rytualne polowanie. W pierwszej chwili wydaje się, że rezydencja wyobraża idealną wręcz konstrukcję społeczeństwa stanowego, w której każdy znajduje się na swoim miejscu. Wprawdzie okaże się, że lokaj amerykańskiego producenta jest aktorem grającym dla wprawy służącego, ale to tylko drobny incydent. Wkrótce przekonamy się, że to nie jedyny towarzyski nietakt. O ile nietaktem można nazwać morderstwo pana domu, do którego nieoczekiwanie dochodzi. Jeżeli ktoś spodziewałby się, że teraz zacznie się historia w stylu Agathy Christie, to będzie rozczarowany. Na miejsce zbrodni przybywa wprawdzie detektyw, ale nie błyszczy inteligencją. Nie ma wyjścia, inspektorem prowadzącym śledztwo ma być sam widz, który przy okazji dowie się wielu ciekawych rzeczy o zgromadzonym w rezydencji towarzystwie, wzajemnych powiązaniach, skrywanych namiętnościach i grzechach. Robert Altman, który jest mistrzem opowieści równoległych, również tutaj sugestywnie przedstawia całą galerię osób ze świata, który się kończy, choć jeszcze o tym nie wie. Jak zwykle w filmach mistrza, mamy całą galerię wspaniałych aktorów, dość wymienić parę nazwisk: Alan Bates, Derek Jacobi, Maggie Smith, Kristin Scott Thomas i Emily Watson. (zp)

[bardzo dobre]
[dobre]
[średnie]
[złe]
Polityka 19.2002 (2349) z dnia 11.05.2002; Kultura; s. 42
Reklama