Do profesora Kuleszy z prośbą o ponowne zbadanie sprawy biskupa Spletta zwrócili się przedstawiciele społeczności katolików niemieckich. Uważają, że biskup nie zasłużył sobie na to, by znaleźć się w jednym szeregu z Albertem Forsterem, Arturem Greiserem i Rudolfem Hessem, których skazano na mocy tego samego aktu prawnego – dekretu PKWN z 31 sierpnia 1944 r. o wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy winnych zabójstw i znęcania się nad ludnością cywilną i jeńcami oraz dla zdrajców narodu polskiego.
– Generalnie – stwierdza profesor – bronię tych sześciu tysięcy procesów, w których w Polsce po wojnie skazywano zbrodniarzy nazistowskich. Uważam, że były one uczciwe, że spełniały także te warunki, które dziś formułujemy jako minimum w państwie prawnym. Jednocześnie jednak w tamtym okresie pojawiło się pytanie, według jakich zasad powinni być sądzeni sprawcy zbrodni nazistowskich? W 1945 r. w Łodzi ukazała się książka prof. Emila Stanisława Rappaporta „Naród zbrodniarz”. Konkluzja tego dzieła jest następująca: zbrodnie zostały uczynione w imieniu narodu niemieckiego, odpowiedzialności karnej powinien podlegać każdy dorosły Niemiec – za pomocnictwo udzielone przez zaniechanie działań. Czy wyrok skazujący biskupa Spletta nie opierał się na takim właśnie rozumowaniu, choć generalnie zostało ono odrzucone jako prowadzące do odpowiedzialności zbiorowej?
W ostatnich latach w Polsce ukazały się dwie książki poświęcone biskupowi. Jednak nie pomagają one w rozstrzygnięciu wątpliwości. Z publikacji Petera Rainy wyłania się obraz hierarchy gorliwie współdziałającego z nazistowską władzą, który zasłużył na karę. Zupełnie inaczej postępowanie biskupa interpretuje i ocenia drugi autor – ks.