Archiwum Polityki

Dół dał głos

Sojusz Lewicy Demokratycznej sprawnie wymienił swojego sekretarza generalnego, ale nie jest w stanie zmienić poglądów części działaczy, którzy coraz wyraźniej krytykują dworski styl rządzenia ugrupowaniem. Żale i konflikty wewnątrz Sojuszu osiągają stan fermentu. Czy Leszek Miller nad nim zapanuje?

Ferment w Sojuszu ma trzy podstawowe źródła. Pierwsze wynika z głębokiego niezadowolenia z lewicowych rządów. Działacze pytają, po co było powoływać przed wyborami 40 zespołów programowych, produkować setki stron opracowań i zasięgać rad ekspertów, skoro dzisiaj jest to w większości makulatura. Przedstawiciele SLD w terenie złożyli masę bardzo konkretnych obietnic, których spełnienie jest teraz absolutnie niemożliwe, a alibi polegające na wytykaniu nieudolności gabinetowi Jerzego Buzka już się wyczerpało. Tadeusz Iwiński mówił w czasie niedawnej Konwencji Krajowej o syndromie partii pustych butelek; przed wyborami nalewa się do nich smakowity koktail obietnic, a zaraz po wyborczym sukcesie butelki znów są puste.

Termin do czerwca

Wyczuwa się, iż cierpliwość działaczy w tej mierze wyraźnie się kończy. Można usłyszeć, iż rząd musi niezwłocznie przedstawić jakieś spektakularne pomysły o zdecydowanie lewicowej proweniencji, aby dać argumenty do dyskusji podczas spotkań z zaniepokojonym elektoratem. Jako termin nieprzekraczalny podaje się tu koniec czerwca, czyli czas skompletowania list kandydatów Sojuszu do wyborów samorządowych.

Drugi powód do zaniepokojenia w SLD zabrzmi dziwnie dla tych, którzy już dzisiaj twierdzą, że Miller upartyjnia państwo do absurdalnych rozmiarów, przeprowadza czystki kadrowe, rozdaje stanowiska. Otóż, zdaniem wielu działaczy, prawie nic w tej bolesnej sprawie na razie nie zrobiono. Henryk Bosak, szef jednej z dużych warszawskich organizacji Sojuszu, uważa, że wymiana kadr idzie nadzwyczaj ślamazarnie. Na wielu stanowiskach nadal pozostają butni aktywiści dawnej AWS, którzy przez ostatnie cztery lata wyrzucali z pracy ludzi lewicy. Tylko Łapiński i Siemiątkowski coś w tej sprawie robią, twierdzi Bosak, inni zwlekają i unikają spotkań z aktywem.

Polityka 11.2002 (2341) z dnia 16.03.2002; kraj; s. 32
Reklama