Archiwum Polityki

Niedomyty paw

Niczego tak nie lubię jak nagłych przypływów arystokratyzmu, jak przychodzą one do mnie, pławię się w nich, jak przychodzą do innych, śledzę je z napięciem i studiuję z zazdrością. W minionym tygodniu w świecie literatury nagłego przypływu arystokratyzmu doznali Sławomir Mrożek i Andrzej Stasiuk.

Mrożek przypływ arystokratyzmu poczuł w trakcie przechadzki po mieście, czemu dał wyraz w autobiograficzno-konfesyjnym felietonie na łamach „Gazety Wyborczej” (nr 58). Stasiuk doznał przypływu arystokratyzmu w pociągu na trasie Gdańsk–Kraków, co zaowocowało napiętnowaniem przez pisarza wad narodowych w „Przekroju” (nr 10). Prawdziwy arystokratyzm ma tę cechę, że zaopatrzony jest w obrzydzenie w stosunku do tej części świata, która mieści się poza arystokratycznym polem.

Sławomir Mrożek z obrzydzeniem odnotowuje na ulicy obecność wpierw czterech meneli po czterdziestce z brudnymi reklamówkami w garściach, następnie pięciu meneli młodocianych co prawda bez reklamówek, ale za to w równie źle wróżącym przyodziewku: „bejsbolówki przekręcone daszkiem do tyłu, portki z kroczem w kolanach, nogawki szerokie jak spódnice”. Pierwsza grupa, jak wynika z podsłuchanego strzępu dialogu, zamierza kogoś pobić, druga, jak wynika z tekstu śpiewanej przez nią pieśni: „Bede mioł kasete jak Zdziśka stawia (chyba w oryginale: „stawio” – dopisek mój JP) laske”, zamierza się zająć przemysłem pornograficznym. Obrzydzenia Mrożka nie podzielam, ale go rozumiem. Nie podzielam go nie tylko z tego powodu, że sam w miejscach publicznych gorsze rzeczy za młodu śpiewałem, że nie wadzą mi ani reklamówki, ani obrócone daszkiem do tyłu bejsbolówki, że gdyby za moich czasów modne były portki z krokiem w kolanach, marzyłbym o nich z całego serca, tak jak wtedy z całego serca marzyłem o portkach zwanych poetycko: „dzwonami z bistoru”.

Polityka 11.2002 (2341) z dnia 16.03.2002; Pilch; s. 94
Reklama