Archiwum Polityki

Ich Trzy

Ministrowie się zmieniają, a one trwają. Halina Wasilewska-Trenkner, Irena Ożóg, Elżbieta Suchocka-Roguska – to trzy panie, które trzymają w swych rękach publiczne pieniądze i bez których nikt nie dostanie grosza z państwowej kasy. Nawet minister finansów.

W służbach finansowych ministerstw, wojewodów (i to nie tylko w Polsce) mężczyźni pojawiają się z rzadka. Mężczyzna może być dyrektorem generalnym, ale tuż za nim drepcze księgowa. Tę prawdę Halina Wasilewska-Trenkner odkryła bardzo szybko po objęciu stanowiska podsekretarza stanu w Ministerstwie Finansów, a było to w 1996 r. za pierwszego Kołodki (czas w MF zdaje się biec swoim trybem: za pierwszego Balcerowicza, za drugiego Belki, za pierwszego Kołodki). Gdy sięgała po słuchawkę, by zatelefonować w jakiejś finansowej kwestii, po drugiej stronie z reguły słyszała kobiecy głos.

Budżet jest jak kostka Rubika

Halina Wasilewska-Trenkner mówi o sobie, że jest skundlonym ekonomistą. Ukończyła wprawdzie handel zagraniczny na SGPiS, ale zaraz potem pochłonęła ją demografia, z której się doktoryzowała. Kwestie budżetu państwa przejęła z rąk Elżbiety Chojny-Duch, która podała się wówczas, w 1995 r., do dymisji. Przyjęła propozycję dlatego, że była już nieco zmęczona Centralnym Urzędem Planowania, gdzie przeszła wiele szczebli, by zakończyć karierę na stanowisku sekretarza stanu. W każdym razie w ministerstwie zjawiła się za pierwszego Kołodki i nikt nie wyobraża sobie, by mogło jej tu nie być, a nawet trudno sobie wyobrazić, że jej kiedyś nie było.

Budżet to jest coś fascynującego, to coś w rodzaju kostki Rubika, która w końcu musi się złożyć – mówi. I nie lubi pytania, kiedy było najtrudniej. Najtrudniej będzie zawsze w następnym roku, bo przecież każdy liczy, że następny rok będzie lepszy.

Pozornie sprawia wrażenie zmęczonej, zaniedbanej, mówi cichym głosem. Nie ma w sobie niczego z klasycznego urzędnika państwowego. – Matka Polka od budżetu – mówi jedna z jej koleżanek. – Gdy zostawała ministrem finansów w rządzie Jerzego Buzka i jechała odebrać nominację, nawet nie zdążyła pójść do fryzjera.

Polityka 36.2002 (2366) z dnia 07.09.2002; Kraj; s. 31
Reklama