Archiwum Polityki

Hiob na lewicy

Lato przeleciało jak dach domu zerwany przez nawałnicę. Powodzie nas ominęły. Za to posypały się inne nieszczęścia. To, jak dawniej mawiano. Zrzędzenie Opatrzności dotknęło przede wszystkim przedstawicieli partii współrządzącej. Sam już nie wiem, może w celach terapeutycznych warto pomyśleć o zbiorowych recytacjach wybranych fragmentów Księgi Hioba w przekładzie noblisty. Byłoby pięknie, gdyby chórek działaczy z terenu powtarzał za członkami kierownictwa: „Czyż nie płakałem nad udręczonym przez los, czyż nie bolała dusza moja nad biednym? Zaiste, dobra spodziewałem się, a przyszło zło, oczekiwałem światła, a przyszła ciemność. Moje wnętrzności wrzeć nie przestają, dni utrapienia wyszły mnie naprzeciw. Szczerniały chodzę, ale nie od słońca, wstaję i na głos wzywam pomocy... Moja harfa już tylko dla żałoby, i mój flet, dla głosu płaczących...”.

Nie przesadzam: biblijny Hiob z harfą i flecikiem to farciarz w porównaniu z premierem i jego ministrami. Okazało się, że pod żadnym pozorem nie wolno im pożyczać pieniędzy od znajomych: nie po to się ma znajomych (czy nie daj Boże, przyjaciół), by wysupływali z zaskórniaków gotówkę. Od kogo więc pożyczać w potrzebie? Wychodzi na to, że od nieznajomych. Ale przecież wtedy nieznajomi staną się znajomymi. Koło się zamknie. Pożyczać od nieprzyjaciół? Dużo mówiono ostatnio o miłosierdziu i dobrych uczynkach. Trzeba jednak czasu, by do wszystkich dotarło szlachetne przesłanie. Nagabywani mogą odmówić, lekceważąco wzruszyć ramionami. I co wtedy? Przykrość podwójna. Rzadko zdarza się, by bogacz zachował się tak jak w anegdocie. Na powitanie usłyszał:
– Ale pan odmłodniał! Oko żywe, krok sprężysty, garniturek Armani, nie mylę się, koszulina Kenzo, buty Pollini, żona – widziałem wczoraj – zachwycająca, córeczka.

Polityka 36.2002 (2366) z dnia 07.09.2002; Groński; s. 86
Reklama