Od czasu, kiedy Maciej Maleńczuk rozstał się z zespołem Homo Twist, a potem z Pudelsami, krytycy muzyczni zadają sobie (i jemu) pytanie, czy dalszy ciąg drogi twórczej oznacza jej kompletnie nowy etap. Artysta odpowiada najlepiej płytami solowymi. Najpierw albumem „Pan Maleńczuk”, teraz kolejnym – „Ande La More”. Okazuje się, że nawet mocno zelektronizowane instrumentarium nie oznacza wcale odwrotu od tego, co zawsze było najmocniejszą stroną Maleńczuka. A zawsze był to świetny głos, takież teksty i... trzymanie się mimo wszystko frazy rockowej. Elektroniczne dźwięki na „Ande La More” nie są bynajmniej ukłonem w stronę techno czy tzw. muzyki industrialnej. Tak jak wcześniej rockowa gitara, stanowią brzmieniową ramę dla głosu wokalisty. Nie przeszkadzają w słuchaniu tekstów, co najwyżej zmuszają do większej dyscypliny w aranżacjach, a to wychodzi tylko na dobre. W efekcie fani Maleńczuka, jakiego znamy z wcześniejszych dokonań, powinni być usatysfakcjonowani, poza tym nie można wykluczyć, że „Ande La More” równie dobrze trafi do uszu i serc miłośników mocnego rocka, jak i muzyki klubowej. M. P.
[dobre]
[średnie]
[złe]