Archiwum Polityki

Motylek na słoniu

[dobre]

Wcale nie jest pewne, czy rezygnacja ze starego (ale jarego i wciąż celnego) przekładu Juliana Tuwima była konieczna. Nieznany Aleksander Argentynowicz mocno się natrudził, uwspółcześniając, „odruszczając” i wulgaryzując „Rewizora”, by uczynić go bliższym widzom Ateneum; jednak nie aluzje do przekrętów i nie język gazetowo-tramwajowy są główną atrakcją spektaklu. Jest nią – jak nieodmiennie od dziesięcioleci – sama struktura arcykomedii, celnie odczytana, zinstrumentowana i zagrana. Krzysztof Gosztyła jest w znakomitej dyspozycji. W posturze jego Horodniczego znaleźć można tyleż prowincjonalnego dostojeństwa, co odruchowego knajactwa, a jego kipiąca energia zdaje się napędzać całe miasteczko. Zderzenie tego słonia-przewodnika stada ze zwiewnym motylkiem – a Chlestakow Adama Woronowicza na chudych nóżkach i w za krótkiej koszulce sprawia wrażenie, jakby zszedł wprost z rysunkowej karykatury – daje imponujący efekt, wzmocniony jeszcze przez ustawienie drugiego planu: Ewa Wiśniewska czy Jan i Marian Kociniakowie są dojrzale powściągliwi i przez to skuteczni w rysowaniu komicznych sylwetek. Krzyk ośmieszonego słonia „sami z siebie się śmiejecie” ma swą oskarżycielską siłę – i miałby ją także bez mrugania światłami i trzęsienia ziemi, którym Krzysztof Zaleski nieco na wyrost kończy swe udane dotąd i sprawne widowisko. (js)

[bardzo dobre]
[dobre]
[średnie]
[złe]
Polityka 10.2002 (2340) z dnia 09.03.2002; Kultura; s. 46
Reklama