W poprzednim numerze zamieściliśmy sprostowanie Krzysztofa Mastalerza, nadesłane po opublikowaniu tekstu Joanny Solskiej pod powyższym tytułem (POLITYKA 5). Dziś odpowiedź autorki.
Były prezes PZU Życie Krzysztof Mastalerz nie widzi powodu, aby wyjaśnić, jakie względy przemawiały za tym, aby zasiadał jednocześnie na dwóch fotelach. Dlaczego, jako prezes spółki PZU Asset Management, mógł zarabiać miesięcznie nawet 85 tys. dol. ani dlaczego klienci grupy PZU mieli mu fundować polisę na milion dolarów, luksusowe mieszkanie i całą litanię świadczeń dodatkowych. Prócz tego finansować też mieli sporo innych wydatków. Np. (cytat z kontraktu): „Jeżeli Prezes wykaże, że udokumentowanie wydatków było w danych okolicznościach niemożliwe lub niestosowne, a ich poniesienie było konieczne, wówczas Spółka pokryje takie wydatki na podstawie oświadczenia Prezesa”.
Na ten temat były prezes nic do powiedzenia nie ma. Stwierdza natomiast, że ów kuriozalny kontrakt został zawarty zgodnie z prawem. Otóż – ja nie napisałam, że kontrakt, który Krzysztof Mastalerz zawarł ze swoim kolegą (tylko Maciej Łopiński, jeden z członków RN AM jest pod nim podpisany), jest złamaniem prawa, ale klasycznym przykładem jego omijania. PZU Asset Management nie podpadał pod ustawę kominową, choć miał zarządzać środkami ciągle publicznej grupy PZU. Sytuacja diametralnie się zmieniła po odwołaniu Mastalerza, kiedy to nagle możliwe stało się odkupienie kilku akcji AM przez PZU SA. Były prezes twierdzi, że to nie on blokował tę transakcję. Robił to jednak jego personel. Albo więc jako prezes był on tak nieudolny, że nie mógł wyegzekwować decyzji podjętej przez zarząd PZU Życie, albo też wydał ciche polecenie, żeby jej nie wykonywać.