Archiwum Polityki

Cicha śmierć

Promowi „Al-Salam 98” przydarzyły się na Morzu Czerwonym wszystkie nieszczęścia naraz. Nieudolnie gaszony pożar w maszynowni i na pokładzie samochodowym. Niepodjęcie decyzji, żeby zawracać do Dubah, skąd prom wypłynął, a saudyjski brzeg ciągle jeszcze było widać. Potem brak decyzji o ewakuacji przeciążonego promu, z dobudowanymi dwoma pokładami, zwiększającymi pojemność, ale znacznie zmniejszającymi stabilność. Paniczna ucieczka oficerów i załogi, którzy zostawili pasażerów na pastwę losu. Wreszcie zbyt późna i mocno ograniczona akcja ratunkowa, rozpoczęta dopiero w siedem godzin po katastrofie. Potem blokada informacyjna. Takie horrendum wyłania się z relacji tych nielicznych, którzy się uratowali. Nawet dokładnie nie wiadomo, ilu ich jest; zaginęło, czyli zginęło, 800–900 osób, głównie egipskich biedaków, którzy wracali z pracy w Arabii Saudyjskiej. Ich śmierć, jak i całe to tragiczne wydarzenie, pozostanie w dużym stopniu anonimowe. Szybko odnotowane przez światowe sieci i agencje, ale też łatwo porzucone na rzecz innych wiadomości, chociażby duńskich karykatur Mahometa. Łatwo sobie wyobrazić, co by się działo, gdyby to był europejski prom na Morzu Śródziemnym. Morze morzu nierówne.

Polityka 6.2006 (2541) z dnia 11.02.2006; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 16
Reklama