Po katastrofie w Katowicach uderza mnie ostrość, z jaką władze zareagowały na wykryty przez kolegów z TVN 24 wyrok w starej sprawie (z 2002 r.) odszkodowania za naprawę konstrukcji hali katowickiej oraz przypadkowo zbieżne z omawianiem tego wyroku w telewizji – położenie na ziemi i płotach prowizorycznej rury gazowej pod Krakowem. Obie sprawy są – przynajmniej na pierwszy rzut oka – bardzo podejrzane. Tę pierwszą napiętnowano pośpiesznie i publicznie, na tę drugą – w istocie przymknięto oczy, co najwyżej jedynie pobłażliwie ją wyśmiano. Tymczasem wiele wskazuje, że powinno być odwrotnie.
W wyroku, przypomnijmy, wcale nie dotyczącym obecnej katastrofy, sędzia słusznie uznał, że ubezpieczyciel powinien zapłacić właścicielowi hali za naprawę dźwigara dachu, który się ugiął pod wpływem ciężaru śniegu w 2002 r. Nieszczęsne zdanie uzasadnienia, że „w zakresie należytej staranności wymaganej od właściciela czy zarządcy nie leży odśnieżanie dachu”, nie tworzy żadnej ogólnej normy prawnej ani nie zmienia zasad prawidłowego utrzymania budynku, a jest jedynie oceną konkretnej sytuacji z 2002 r. Czy zachodziły okoliczności objęte ubezpieczeniem, czy nie? Sędzia popełnił inny, moim zdaniem, błąd: jeśli uznał, że w opadach śniegu nie było niczego szczególnie katastroficznego, powinien zawiadomić prokuratora o podejrzeniu przestępstwa wzniesienia budowli nieodpowiadającej normom bezpieczeństwa. W każdym razie wyrok, być może zawierający i błędy, nie jest tak absurdalny, jak publicznie go piętnowali minister sprawiedliwości i jego zastępca. Natomiast poprowadzenie prowizorycznej rury gazowej w pobliżu drogi i pojazdów jest niebezpiecznym absurdem, od którego wieje grozą.
Nieruchomość – dla danej strefy klimatycznej i sejsmicznej – powinna być projektowana i konstruowana tak, by znosiła bez szwanku rozmaite zjawiska pogodowe: silne wiatry, obfite opady deszczu, śniegu, gradu, także temperatury skrajne, lecz występujące w danej strefie.