Archiwum Polityki

Mądrzy po szkodzie

Po każdej wielkiej katastrofie komisje dochodzeniowe i władze formułują rozmaite zalecenia na przyszłość. Na ogół chodzi o zmiany w prawie, zaostrzenie kontroli, monitoring, wyposażenie i organizację służb ratunkowych. Postanowiliśmy sprawdzić, co faktycznie zostało zrobione po kilku głośnych – i tragicznych w skutkach – katastrofach ostatnich lat.

W 1992 r. szefowie Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej (IMGW) przynieśli do Ministerstwa Ochrony Środowiska projekt najnowocześniejszego w Europie systemu ostrzegania przed powodziami. Wymyślono dla niego sympatyczną nazwę SMOK (System Monitoringu i Osłony Kraju). W optymistycznej wersji SMOK mógł ruszyć latem 1997 r. Potrzeba było 300 mln zł. – Minister pomysł pochwalił, a potem rozłożył ręce – nie ma pieniędzy. Przez pięć lat w tej sprawie nic się nie działo – mówi dyrektor Roman Skąpski z IMGW.

Latem 1997 r. przyszła powódź stulecia. Zginęło 55 osób, a straty sięgnęły 10 mld zł. Zalanych zostało 2592 miejscowości w dorzeczu Odry, zerwanych 3,5 tys. mostów. Jak dzisiaj tak i wówczas przeżywaliśmy szok, współczucie, żal. I stawialiśmy pytanie: czy można było tego uniknąć?

Gdy fala opadła, nowy rząd Jerzego Buzka zapowiedział likwidację skutków powodzi i podjęcie działań, żeby następnym razem kraj był lepiej przygotowany na nadejście wielkiej wody. Miały ruszyć wielkie inwestycje budowlane (wały, kanały melioracyjne, zbiorniki retencyjne). Zaczęto też pilnie przygotowywać ustawę o zarządzaniu kryzysowym. Znalazły się w końcu pieniądze na system ostrzegawczy meteo. Pożyczył je Bank Światowy.

Dziś, po dziewięciu latach, mało kto już chce pamiętać tamtą tragiczną powódź. Najpoważniejsze szkody zostały naprawione. Odbudowano wały we Wrocławiu i Opolu, kosztem 60 mln zł zabezpieczono Kędzierzyn-Koźle. Działa też SMOK. 8 radarów do badania chmur deszczowych i 9 stacji monitorujących wyładowania atmosferyczne oraz 1044 posterunki sprawdzające poziom wody w rzekach na bieżąco śledzą sytuację. – Jeśli scenariusz z 1997 r. się powtórzy, przynajmniej będziemy mieli pół godziny na ucieczkę – pociesza się Stanisław Longawa z zespołu reagowania kryzysowego w Kłodzku.

Polityka 6.2006 (2541) z dnia 11.02.2006; Gospodarka; s. 38
Reklama