Archiwum Polityki

Wyznania gejszy

Amerykanin Rob Marshall („Chicago”) nakręcił stylowe widowisko kostiumowe z chińskimi aktorami o japońskiej społeczności gejsz, rozgrywające się w latach 30. ubiegłego wieku w Kioto. To multikulturowe przedsięwzięcie skazane z racji komercyjnych kompromisów na naiwny uniwersalizm à la Hollywood jest o dziwo zupełnie przyzwoitym melodramatem, w którym pieczołowicie odtworzono historyczne tło epoki, zadbano o wiarygodność strojów, wyglądu wnętrz, architektury i obyczajów hanamachi, czyli dzielnicy, w której przyuczano do zawodu gejsze. Drażni jedynie to, że azjatyccy aktorzy rozmawiają na ekranie po angielsku, niezręcznie udając, że jest to ich mowa ojczysta. Popularna na Zachodzie Gong Li (jedna z twarzy reklamującej firmę kosmetyczną L’Oreal) występuje w „Wyznaniach gejszy” w roli powabnej damy do towarzystwa, która ukrywa przed innymi swój romans z bogatym mężczyzną (wedle surowego kanonu gejsza nie może sobie pozwolić na miłość). Przeżywa tragedię, gdy dużo młodsza od niej koleżanka ujawni niechcący zakazany związek. Rywalka popełnia przy tym równie nierozważny czyn, polegający na kultywowaniu wyidealizowanego uczucia do przystojnego biznesmena, który niegdyś okazał jej coś więcej niż litość (gra ją utalentowana Zhang Ziyi, gwiazda m.in. „Domu latających sztyletów” i „Hero”). Piękne Chinki na ogół dobrze sobie radzą z wydobyciem psychologicznych niuansów pań, które w tradycji japońskiej są uosobieniem tych cech kobiecości, których nie posiadają żony. Gorzej z fabułą, która niestety, mimo dobrego literackiego pierwowzoru (bestsellerowej powieści Arthura Goldena), wydaje się przydługa i nazbyt sztampowa.

Polityka 6.2006 (2541) z dnia 11.02.2006; Kultura; s. 54
Reklama