Od sierpnia ub.r. do lutego br. posłowie (minionej i obecnej kadencji) przyjęli zaledwie 35 ustaw, z których większość to nowelizacje wcześniej uchwalonych. Niski plon działalności legislacyjnej bynajmniej nie oznacza, że gmachy przy Wiejskiej świeciły w tym czasie pustką, a posłowie i senatorowie nie brali pensji i diet. Było wręcz odwrotnie. To tu, w sierpniu i wrześniu ub.r., wykorzystując sejmową (klubową) infrastrukturę działały filie partyjnych sztabów wyborczych, a po wyborach z mozołem zawiązują się koalicje i pakty.
Prace legislacyjne w zasadzie toczą się jedynie pod dyktando bieżących politycznych potrzeb. Bujnie kwitnie za to życie partyjne. Do kwoty 60 mln zł, które partie w 2005 r. otrzymały z budżetu na bieżącą działalność, należałoby doliczyć jeszcze o wiele większe sumy wydane w ostatnim półroczu z budżetu Kancelarii Sejmu i Senatu na uprawianą na Wiejskiej przez partie (kluby) i samych parlamentarzystów działalność stricte polityczną. Do roboty – krzyczał rok temu premier Marek Belka do posłów minionej kadencji. To samo powinni robić dziś podatnicy, którzy w ostatnim półroczu na obie Kancelarie wyłożyli prawie ćwierć miliarda złotych.