W ośrodku Monaru w Wyszkowie powiewa czarna chorągiew. Po dziedzińcu chodzą leczeni narkomani, silne chłopaki z bicepsami. Nie chcą się fotografować.
Wielu nigdy Kotana nie widziało. Jest legendą z telewizora. Człowiek z warkoczykiem, kochający skórzane kurtki, samochody i psy labradory. Ktoś dosyć daleki. Słyszeli, że przyjechał do Wyszkowa na początku lat 90. i dostał tu w twarz od mieszkańców, którzy spalili dach nad stajnią, bo nie chcieli na tutejszym terenie ani narkomanów, ani czegokolwiek, co by do nich należało.
Teraz w stajni pod nowym dachem stoją konie monarowców, na których jeżdżą dzieci z Downem i porażeniem mózgowym. Dzieci tych, którzy palili dach, przychodzą do Monaru na zajęcia wakacyjne. A ci co podpalali – na pokazy hippiczne i turnieje rycerskie. U Stanisława Knoblocha – lidera ośrodkowej społeczności, wisi podziękowanie burmistrza za udział Monaru w życiu miasteczka. Tak się niesamowicie zmieniło: Monar wrósł w Wyszków i odwrotnie. Pełno monarowców neofitów mieszka w mieście i tu pracuje.
Lider Stanisław Knobloch zbiera społeczność i mówi, ile w tym wszystkim jest Kotana. Nie wstydzi się łez, on, jego uczeń, starego chowu lider, fanatyk, przyjaciel. I w nich także – nowej generacji narkomanów. To już nie dawni, łagodni wycieńczeni kompotowcy. Ci są z heroiny. Z przewrotności, nienawiści, z antynorm, antywartości, antypostaw moralnych. Z kultu siły i zła. Z apokalipsy, jak mówi Andrzej Śniegula, lider ośrodka w Marianówku.
„Terapią dla tej generacji narkomanów – pisała Krystyna Osińska, etyk – jest jedynie wstrząs, przełom, szok, nawrócenie – przez spotkanie wielkiej miłości – Boga, idei lub człowieka wielkiego formatu z cechami heroizmu etycznego”.
2 Społeczność Głoskowa zamieszcza w gazecie nekrolog: „Z wielkim smutkiem żegna Cię Marku cały Twój Głosków”.