Beastie Boys, The Mix-Up, EMI, 2007
Świat muzyczny tak już jest urządzony, że raz przyjęta konwencja – szczególnie jeśli jest to konwencja grania głośnego, operowania lekko tylko uporządkowanym chaosem – kiedyś się wyczerpuje. W przypadku Beastie Boys, jednego z najważniejszych zespołów amerykańskiego rapu, najwyraźniej wyczerpała się w poprzednim albumie. „The Mix-Up” przynosi bowiem 42 minuty całkowicie instrumentalnego grania, utrzymanego w średnich tempach i opartego na funkowych inspiracjach. Grupa, której najmocniejszą stroną były ostre teksty, świadomie się ich pozbywa. Tekściarze przesiadają się na gitary, bębny i basy. Efekt jest taki, że nowa płyta Beastie Boys świetnie się będzie sprawdzać w roli tła w nieco snobistycznej kawiarni (nie wierzę, że to piszę), i to najlepiej pod wieczór. W domu, pod kolację, również (nie wierzę ponownie). Ale na pewno nie stanie obok innych ich wydawnictw. Nie ten styl i nie ta liga co „Ill Communication”.