Los pokoju zadecydował się na polu bitwy. Kampania napoleońska 1807 r., nazywana również pierwszą wojną polską, zakończyła się pod Frydlandem na terenie Prus Wschodnich. 14 czerwca 1807 r. potworny ogień kilkuset francuskich dział rozniósł rosyjską armię generała Bennigsena, która po utracie 30 tys. zabitych, rannych i wziętych do niewoli oraz niemal całej artylerii rzuciła się do ucieczki. Aleksander I mógł uniknąć tej koszmarnej jatki, gdyby posłuchał słów wypowiedzianych kilka dni wcześniej przez swojego brata, wielkiego księcia Konstantego. Po krwawym starciu pod Lidzbarkiem, 10 czerwca, przyszły wódz polskiej armii miał wypowiedzieć znamienne słowa: „Jeśli Wasza Cesarska Mość nie chce pokoju, to niech da lepiej każdemu żołnierzowi nabity pistolet i każe mu się zastrzelić. Wynik będzie bowiem taki sam, jaki przyniesie nowa bitwa (i ostatnia!), która otworzy niezawodnie Francuzom drzwi do naszego kraju”.
Być może zdania te, przytoczone w wielu opracowaniach za rosyjskim pisarzem Eugeniuszem Tarle, zostały podkoloryzowane, wspaniale jednak oddają atmosferę panującą w otoczeniu rosyjskiego samodzierżawcy. Źle dowodzona, wygłodzona, zmęczona i zdziesiątkowana armia tęskniła za pokojem. Denis Dawydow, który miał zasłynąć podczas wojny 1812 r., pozostawił przejmujący obraz sytuacji, jaka zapanowała nazajutrz po Frydlandzie: „Przybyłem osiemnastego czerwca do głównej kwatery, gdzie kręciły się najrozmaitsze figury: byli tu Anglicy, Szwedzi, Prusacy, rojaliści francuscy, wojskowi i cywilni, urzędnicy rosyjscy, ludzie z niższych stanów, nie mający nic wspólnego ani z wojskowością, ani ze służbą publiczną, intryganci, darmozjady i wszelkiego rodzaju spekulanci, zawiedzeni w swych nadziejach i apetytach... Strach padł na wszystkich, jak gdyby zaraz miał nastąpić koniec świata”.