Jak polskie wybrzeże długie i szerokie słychać głosy zadowolenia z kończącego się sezonu. Adam Krupa, dyrektor hotelu Neptun w Juracie, nie waha się nazwać go rekordowym, najlepszym od 10 lat. W Neptunie, gdzie standardowy pokój ze śniadaniem i obiadokolacją kosztuje 460 zł za dobę, wskaźnik wykorzystania miejsc wyniósł ponad 90 proc. (w ubiegłym roku był o połowę niższy). W gminie Jastarnia, do której należy Jurata, liczbę gości ustalają według ilości ścieków, które w danym dniu spłynęły do miejscowej oczyszczalni. Wychodziło ok. 30 tys. turystów dziennie. Sprzedawały się nawet kwatery o obniżonym standardzie i nie najlepszej lokalizacji. Po raz pierwszy od kilku lat część właścicieli pensjonatów i pokoi podniosła ceny. Zapełnione były kempingi.
Komplet – ok. 60 tys. gości, o 10–15 tys. osób więcej niż rok temu – mają również w liczącej ok. 4 tys. stałych mieszkańców Łebie. To samo dalej na zachód, w Rewalu, gdzie – jak szacuje Robert Skraburski, wicewójt gminy – wypoczywało o 30 proc. osób więcej niż w roku ubiegłym. Znajdowali się chętni nie tylko na pokoje bez łazienek, ale nawet na noclegi w budynkach jeszcze nie wykończonych.
Włodarze gmin nadmorskich i hotelarze tłumaczą ów boom nie tylko znakomitą pogodą. Uważają, iż złożyły się nań także: wysoki kurs euro, pamięć o 11 września, koniec dumpingu cenowego w Chorwacji, znaczne podniesienie standardu bazy hotelowej i coraz bogatsza oferta spędzenia czasu wolnego.